3 maja 2015

Nepal Maharajah Hill - herbata, czekolada i wino

Czarna nepalska herbata: Nepal Maharajah Hill

Jeśli mam do wyboru dwie czarne herbaty, a jedna z nich jest wysokogórska, to wybór jest prosty. Gorzej gdy mam do wybory dwie różne herbaty z wyżyn. Przed takim dylematem staję przy zakupie herbat, ale to już sprawa indywidualna. Dzisiaj chcę opowiedzieć o kolejnej czarnej herbacie z Nepalu.

Opisywanie czarnych herbat nepalskich rozpoczęłam już w lipcu zeszłego roku i była to chyba najdelikatniejsza z tych, które znam, czyli Nepal Everest. Po niej była Golden Nepal. W tym roku przewinęły się jeszcze dwie mniej subtelne, Nepal Maloom i Nepal Himalaya. Zatem teraz przyszedł czas na herbatę z ogrodów maharadży, czyli Nepal Maharajah Hill.

Czajniczek, który miał być zrobiony z glinki yixing.
Bardzo lubię herbaty wysokogórskie, bo nie mają tak dużo garbników, jak te pochodzące z nizin. Są po prostu mniej goryczkowe, oddają więcej subtelnych smaków i aromatów, a do tego można je pić przez cały dzień. Do tej grupy herbat nalezą właśnie herbaty nepalskie, Darjeeling i te pochodzące z Kenii. Właściwości herbaty zależą nie tylko od sposobu jej przetworzenia, ale też od tego, gdzie rośnie. Im wyżej nad poziomem morza tym jest delikatniejsza w smaku, zaś herbaty cejlońskie i pochodzące z nizin charakteryzują się mocnymi, goryczkowymi smakami. Różnic jest więcej niż tylko smak i aromat, ale to temat na osobny wpis. Jeśli chcecie o tym poczytać to dajcie znać w komentarzach pod tym postem.

Na tym zdjęciu wygląda jak wysokiej jakości
herbata z Yunnanu, ale to Nepal Maharajah Hill.
Wracając do Nepal Maharajah Hill to liście tej herbaty mają odcienie brązowe z licznymi złotymi tipsami. Zapach suszu jest łagodny i kwiatowy, kojarzy mi się z pachnącą łąką w letni upalny dzień. Po wrzuceniu listków do ogrzanego wcześniej czajniczka aromat zmienia się całkowicie. Teraz wyszły na wierzch mocne czekoladowe i winne nuty. Parzyć będę w czajniczku, który próbuję hodować pod czarne herbaty, do picia naleję sobie do turkusowej czarki, a dla porównania koloru naparu do szklanej czarki z podwójnym dnem. Do parzenia użyję wody o temperaturze około 95 st.C i taką wodą też ogrzewałam wcześniej czajniczek.


Pierwsze parzenie Nepal Maharajah Hill.

Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty. Po takim czasie uzyskałam głęboki czerwony napar z pięknymi refleksami. W zapachu pozostała gorzka czekolada, ale są też lekkie nuty słodyczy, przypominają mi one aromat piwnej brzeczki. W smaku jest sporo goryczki, ale takiej czekoladowej, podobnie jak w zapachu. Ta herbata bardzo mi przypomina inną czarną herbatę, to jest Panyong Golden Needle, ale bez nut miodowych.

Drugie parzenie Nepal Maharajah Hill.

Drugie parzenie było nieco dłuższe i trwało około 2 minut. Napar jest zdecydowanie mocniejszy, ale napal ma ciekawe refleksy. Aromat czekolady przeszedł w miły owocowy zapach. W smaku też zaszły zmiany. Teraz nie czuję tej czekoladowej goryczki, a na jej miejsce weszła miła słodycz. Poza tym smak jest mocny i powiedziałabym nawet, że raczej wytrawny.

Trzecie parzenie Nepal Maharajah Hill.

Trzecie parzenie trwało około 3 minuty, ale napar nie przybrał na mocy w porównaniu z drugim parzeniem. W zapachu powróciła czekolada i dołączyły do niej włoskie orzechy. W smaku też orzechowo i czekoladowo. Już nie ma mocnych wyraźnych nut, a są jedynie subtelne smaki. Te same liście parzyłam jeszcze po raz czwarty i nie oddały do naparu zbyt wiele, więc nie będę się tu rozpisywać.

Nepal Maharajah Hill to kolejna herbata wysokogórska, która mnie zauroczyła. Znalazłam w niej czekoladową goryczkę, kwiatowe zapachy, piwną słodycz i lekkie owocowe orzeźwienie, czego chcieć więcej.

No właśnie, a Wy, czego oczekujecie od czarnej herbaty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz