21 stycznia 2015

Nepal Maloom - czarna herbata z Nepalu

Nepalska czarna herbata z plantacji Maloom

Powracają na bloga czarne herbaty. Tym razem będzie to kolejna herbata z Nepalu. Był już wpis o Golden Nepal i takiej z okolic góry Everest. Przyszedł czas na herbatę z małej plantacji Maloom. Nepalskie herbaty są według mnie podobne do tych z indyjskiego regionu Darjeeling, ale w smaku mniej goryczkowe. Zobaczymy jak będzie w tym przypadku.


Liście przed i po parzeniu.

Listki są raczej niewielkie i w większości połamane. Kolorystycznie przeważają brązy młodych liści, ale można też dopatrzeć się srebrzystych pączków i ciemniejszych starszych listków. Zapach jest przyjemny, ale większość osób określiłaby go, jako typowy dla czarnej herbaty. Dla mnie jest on kwiatowy i kojarzy się z łąką w gorący dzień lata. Do parzenia użyję wrzątku, który przed chwila się zagotował. Gdy potrzebuję wody w tak wysokiej temperaturze, to zawsze staram się, żeby nie gotowała się zbyt długo.

Pierwsze parzenie. W nowym zaparzaczu, w którym mogę obserwować napar.

Pierwsze parzenie trwało około 2 minut. Po takim czasie uzyskałam dosyć delikatny napar w odcieniach brązów, ale wpadający w pomarańcze. Zapach naparu już nie jest kwiatowy, tak jak w przypadku samych liści. Teraz aromat przeszedł w bardziej orzechowy, przypominający spieczoną świeżą skórkę chleba. Kojarzy mi się też z suszonymi śliwkami węgierkami i taką złota polską jesienią. Smak jest jeszcze ciekawszy niż zapach. Zaczyna się słodko, ale nie tak cukrowo. Nie ma też goryczy, ale jest delikatne ściąganie na języku. Później słodycz zanika i w posmakach pozostają suszone owoce, może wiśnie i skórki cytrusów.

Drugie parzenie. Już delikatniejsze.

Zaparzę herbatę jeszcze tylko raz, bo listki są już prawie całkiem rozwinięte. Tym razem parzenie będzie trwało około 3 minuty. Tak jak przewidywałam napar jest jaśniejszy, ale nadal pozostaje w tonacji brązów. W aromacie czuję zarówno orzechy jak i suszone owoce. Ciekawa zmiana w porównaniu do pierwszego parzenia. Smak też się zmienił. Teraz jest bardziej owocowy, czuję też kwiaty, a do posmaku przechodzą orzechy włoskie. Dwa parzenia tej samej herbaty, a różnią się między sobą nie do poznania.

Nie będę opisywać tutaj trzeciego parzenia, bo wyszło bardzo delikatne. Wysokogórskie czarne herbaty mają to do siebie, że wytrzymują niewiele parzeń, ale jak już decydujemy się na więcej niż jedno to pokazują, co mają do zaoferowania. Tutaj opisałam dwa parzenia, ale smakowały, jakbym piła dwie różne herbaty. Oczywiście nie wszystkie herbaty są tak zaskakujące, ale jeśli tylko mamy możliwość to warto sprawdzić, czego herbata nie oddała do pierwszego naparu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz