Zastanawiałam się, kiedy ostatnio pisałam o klasycznej zielonej herbacie chińskiej i wychodzi na to, że minęły aż 3 miesiące. Była to En Shi Yu Lu. Dzisiaj kolejna perełka z herbacianej ojczyzny, czyli Lu An Gua Pian.
Niby zielona herbata z Chin, a jednak szczególna. Już podczas zbiorów uważają na to, żeby w koszach znajdowały się same liście bez łodyżek. Słyszałam też, że listki są pozbawiane nerwów, aby były jeszcze delikatniejsze, ale potwierdzenia nie udało mi się znaleźć. Herbata jest zwinięta w dosyć luźne igły i wygląda na kruchą. Listki mają ładny, jasnozielony kolory i pachną słodkawo. Trochę mi ten zapach przypomina niezbyt mocno fermentowane oolongi, taki kwiatowo-śmietankowy aromat.
Lu An Gua Pian jest bardzo delikatna i będę ją parzyć wodą o temperaturze około 70 st.C. Nie odważę się obudzić listków przez parzeniem, bo mogłyby oddać za dużo już przy pierwszym kontakcie z wodą. Za to przed parzeniem wrzucę listki do ogrzanego wcześniej czajniczka. Teraz listki uwolniły zupełnie inny aromat. Kojarzy mi się z Ding Gu Da Fang, taki trochę orzeszkowy, ale bardzo przyjemny i słodkawy.
Pierwsze parzenie Lu An Gua Pain. |
Pierwsze parzenie trwało około 30 sekund. Napar jest bardzo delikatny, ma ledwo widoczny seledynowy odcień. Za to pachnie bardzo przyjemnie. Czuję kwiatową słodycz, która kojarzy mi się z wakacjami i łąkami. W smaku jest podobnie. Na pierwszy plan wysuwa się słodycz, bardzo delikatna, kwiatowa. Czuć, że to dobrze przechowywana świeża herbata. Aż się rozmarzyłam...
Drugie parzenie Lu An Gua Pain. |
Przy drugim parzeniu wydłużyłam czas do 1 minuty. Od razu widać, że liście się otworzyły i napar ma bardziej zielony kolor. Nadal zapach jest bardzo delikatny, ale zmienił się. Jest bardziej roślinny i świeży niż kwiatowy, ale ta nuta pozostała. Smak przybrał zdecydowanie na mocy. Nadal wyczuwam słodycz, ale przy okazji jest ona orzeźwiająca. No i ten wyrazisty roślinny posmak. Brakowało mi ostatnio takich nut.
Trzecie parzenie Lu An Gua Pain. |
Świeża Lu An Gua Pian zawsze dobrze mnie nastraja. Kiedyś, ktoś porównał do niej japońskiego oolonga. Chciałabym takiego spróbować, ale to może kiedyś. Przegrzebując Internet natrafiłam na anglojęzyczną nazwę Lu An Gua Pian: Lu An Melon Seeds. Niestety nie znalazłam wyjaśnienia, co ta herbata ma wspólnego z nasionami melona, czy samym melonem. Może ktoś, kto czyta właśnie ten wpis zna odpowiedź na tą zagadkę? Będę wdzięczna za wyjaśnienie w komentarzu :)
A dla ciekawskich filmik o produkcji Lu An Gua Pian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz