18 października 2016

[Przepis]: Marlenka - czeskie ciasto


Gdy pracowałam w herbaciarni (tak, to stamtąd wyniosłam zamiłowanie do herbaty), na życzenie klienta podawaliśmy miodownik Marlenka. Teraz mamy trochę daleko do Krakowa i raczej nie zapowiada się, że prędko odwiedzimy rzeczoną herbaciarnię ze względu na naszą Córkę, ale herbatę mamy, tylko ciasta brakuje.



Kuba znalazł przepis, długo prosił i w końcu zabrałam się za pieczenie. Piec lubię, często mi to nawet wychodzi, ale takiego ciasta to jeszcze nie robiłam. Soda to jeszcze rozumiem, ale ocet? Kto daje ocet do ciasta? Coś tu jest nie tak... No nic, zrobić nie zawadzi, jak nie wyjdzie, to Kubą będzie jadł całą blachę sam. No i zrobiłam, i wyszło, i z pierwszej blachy Kuba niewiele zdążył zjeść. A do wpisu dokumentował drugie podejście do pieczenia Marlenki.

Miód, cukier puder i masło.


Jak wiecie (a jak nie wiecie, to się dowiecie) ciasto składa się z blatów i kremu, a na górę posypka. No to po kolei:

Składniki na ciasto:
* 120g masła, (nie margaryny czy innego tłuszczu, tylko prawdziwe masło 82%),
* 3 łyżki miodu, (też nie sztucznego, tylko prawdziwego, ja robiłam na spadziowym, bo tylko taki mam),
* 250g cukru pudru, nie trzeba przesiewać :),
* 1 łyżka sody oczyszczonej, (no to jeszcze rozumiem, w ciastach często używa się sody),
* 1 łyżka octu, (a ten tu po co?),
* 2 jajka, (całe, nie trzeba rozdzielać).
* 600g mąki tortowej, najlepiej od razu przesiać.

Soda i ocet - mieszanka napuszająca.

Przyda się też: garnek z grubym dnem, łyżka, waga, drewniana łyżka, szklanka, wałek, stolnica, papier do pieczenia, duża blacha wsuwana do piekarnika 2 szt., mniejsza blacha.

Jak zrobić ciasto:
Powoli z mąką, a będzie dobrze.
Masło, miód i cukier puder wrzucamy do garnka i powoli podgrzewamy, cały czas mieszamy, żeby się nie przypaliło. W międzyczasie rozpuszczamy sodę w occie (a!tu go mamy) - będzie się pienić. Gdy wszystko się połączy i będzie miało ładny żółty kolor dodajemy sodę z octem. Masa bardzo urośnie i zmieni kolor na bardziej pomarańczowawy. Teraz zdejmujemy z ognia i dalej mieszamy, po chwili dodajemy po 1 jajku. Masa znowu zmieni kolor, tym razem na bardziej brązowy. Nie przerywamy mieszania i dodajemy po łyżce mąki. Gdy wszystko się ładnie połączy, a masa będzie dalej gorąca (po dodaniu jajek już nie podgrzewamy, więc trzeba działać szybko), przekładamy na stolnicę. Formujemy wałek, dzielimy na 6 części (bo blatów będzie właśnie 6). No i teraz będzie najtrudniejsze. Trzeba te 6 kawałków ciasta szybko rozwałkować zanim ostygną. Najlepiej, żeby jeszcze ciepłe trafiły do piekarnika. Blaty dobrze jest rozwałkować od razu na arkuszach papieru do pieczenia. Ciasto jest strasznie klejące, więc warto pod wałek dobrze podsypać mąką. Blaty trzeba rozwałkować bardzo cienko, tak jak ciasto ma makaron. Gotowe placki warto przymierzyć do mniejszej blachy, czy są wystarczająco duże. Gotowe placki pieczemy w temperaturze 180 st.C aż do zrumienienia, czyli około 5-10 minut. Zaraz po wyjęciu przycinamy do wielkości mniejszej blachy i zostawiamy do ostygnięcia.

Ciasto klejące, ale jak się dobrze posypie to da rade rozwałkować.

Składniki na masę budyniową:
* 1 budyń waniliowy lub śmietankowy,
* 500ml mleka (może być pełnie, może być 2,0%),
* 2 łyżki cukru (jeśli chcesz mniej słodkie ciasto to można pominąć),
* 250g masła (też musi być dobre, takie 82%, i najlepiej wyjąć je wcześniej z lodówki, żeby się zagrzało),
* 1 puszka masy krówkowej, (można kupić mleko zagęszczone w puszce i gotować odpowiednio długo, ale ja skorzystałam z gotowej).

Przyda się też: szklanka, garnek, duża miska, łyżka, mikser.

Jak zrobić masę budyniowa:
Ugotować budyń na mleku według przepisu na opakowaniu z dodatkiem cukru (lub bez wedle uznania) - najlepiej to zrobić jeszcze zanim zabierzemy się za ciasto, to zdąży ostygnąć. Masło przekładamy do miski i ucieramy mikserem. Do utartego masła dodajemy po łyżce masy krówkowej, a potem po łyżce schłodzonego budyniu.

Do dekoracji potrzebujemy:
* pół tabliczki mlecznej czekolady,
*garść orzechów (mogą być włoskie, laskowe, czy jakie tam lubicie, ja urzyłam laskowych),
* pokruszone okrawki ciasta (nie zjadajcie ich, bo przydadzą się do posypania wierzchu ciasta).

Blaty się pieką i stygną, to dobry czas na masę, ale fotek nie mam...

A teraz najlepsze, czyli przekładanie:
Na dno blachy, która posłużyła nam do przycinania blatów kładziemy pierwszy z nich, smarujemy masą budyniowa, i tak do wyczerpania zapasu blatów. Na ostatni blat nakładamy ostatnią porcję masy budyniowej i posypujemy pokruszonymi orzechami, czekoladą i okrawkami ciasta. Można też ze stopionej czekolady zrobić krateczkę czy inne wzorki. Gotowe ciasto wstawiamy na noc do lodówki, żeby się schłodziło, blaty nawilgły (po ostygnięciu twardnieją na kamień), a masa budyniowa nieco stężała. Ciasto najlepiej smakuje po ogrzaniu do temperatury pokojowej.

Wiem, że przepis wygląda kosmicznie, ale cała procedura (bez ugotowania budyniu, bo to robię zanim zabiorę się za pieczenie) zajęła mi około 1-1,5 godziny. Ciasto znika błyskawicznie (Kuba może potwierdzić), więc trud się opłaca.

Smacznego :)

1 komentarz: