16 lutego 2015

Yerba Mate po Urugwajsku


Yerba Mate, znana prawie wszystkim, albo się ją kocha, albo nienawidzi. Produkowana w Paragwaju, Argentynie, Brazylii i Urugwaju. Dziś skupimy się na parzeniu Yerby urugwajskiej. Reprezentantami tego stylu dostępnymi na polskim rynku są m.in. Canarias, Sara, La Selwa oraz del Cebador. Po przetworzeniu susz jest bardzo drobno pocięty, zwykle zawartość "palitos" nie przekracza 5% całości. Same patyczki zazwyczaj są rozdrobnione. Yerba przetworzona po urugwajsku jest jeszcze drobniejsza od suszu typu "despalada”, czyli "elaborada sin palo" w wydaniu argentyńskim.


Smak urugwajskiej Mate jest dość specyficzny i wyróżnia się na tle innych. W smaku poprawnie zaparzonej "urugwajki", ale niepoparzonej, można wyczuć m.in. roślinną słodycz, lekką cierpkość, ewentualnie kwaskowatość oraz ziołowo-korzenną nutę. Wędzenie ww. suszu jest na niskim poziomie, niektórzy nie wyczuwają go, a jedynie lekkie prażenie, które jest jednym z pierwszych etapów przetwarzania liści Ilex Paraguariensis. Goryczka taninowa zwykle bywa również delikatna, przyrównując "urugwajki" do "paragwajek" np. do Indegi Especial. Spora część fanów Yerby mówi, że te gatunki smakują rybą, a i owszem, ja również wyczuwam w nich umami. Jako ciekawostkę dodam, że kofeina zawarta w suszu urugwajskim nie na każdego działa tak samo. Jedni wolą dobrą despaladę z Argentyny od Canariasa, innym zaś Sara Suave "ryje beret".

Do parzenia Majka użyła naczynia wykonanego z górnej części tykwy, bez kołnierza. Całość odziana w skórę i zwieńczona stalową virolą, czyli klasycznego porongo urugwajskiego. Bombillę wybrała  również model urugwajski z sitkiem w kształcie łyżeczki. Taki kształt filtra powinien nam zagwarantować przy poprawnym parzeniu bezproblemowe picie naparu. Wybrałem Mate Sara, mocna i konkretna w działaniu, ale delikatniejsza w smaku od "kanarka".

Naczynie napełniamy 1/2-2/3 objętości, zatykamy otwór w porongo dłonią lub podkładką korkową lub tym, co akurat mamy pod ręką. Przechylamy do pozycji poziomej i potrząsamy przez kilkanaście sekund. Ten  zabieg ma na celu rozwarstwienie suszu, aby na wierzch wyszły grubsze listki, które ułatwią utworzenie złoża filtracyjnego, pomocnego później w piciu. Po czym lekko przechylamy o 45st do pionu i nalewamy niewielką ilość letniej wody bądź już przygotowanej do parzenia. Woda wsiąkająca w naszą ścianę z Yerby spoi ją na tyle, że po postawieniu naczynia nie powinno za dużo suszu opaść. Kolejno wkładamy bombillę sitkiem w kierunku suszu i ewentualnie lekko przekręcamy, aby pół filtra znalazło się poza "yerbową ścianą". I już spokojnie dolewamy wody i pijemy.

Temperatura wody, co do preferencji, ja i Majka w urugwajkach stosujemy 70 st C, co gwarantuje nam delikatny smak. Zaparzanie tą techniką wymaga wprawy i pomimo tego czasem zdarzy się zapchać bombillę lub troszkę yerby zaciągnąć. Ale co to za.... tfu, problem.

2 komentarze:

  1. Tylko potem nie należy się szczerzyć, bo zielenina straszy... Tfu...

    OdpowiedzUsuń
  2. A co to za tfu problem jak jakiś paproszek wpadnie w ząbki :)

    OdpowiedzUsuń