23 maja 2015

Krzesiwo historyczne


Rozpalanie ogniska w celu zagrzania, zagotowania wody na herbatę lub zioła, czy do przyrządzenia strawy lub po prostu ogrzania się, a nawet odpędzenia latających insektów rządnych naszej krwi jest czymś magicznym. To jest to, co chłopcy, Ci mali i Ci duzi lubią najbardziej!

Poza nożem, solą i kubkiem zawsze znajdzie się miejsce na zapałki i zapalniczkę, jakby któreś zawiodło. Rozpalenie ognia tymi utensyliami to dla prawie każdego "bułka z masłem". A krzesiwo turystyczne? To już większa filozofia, ale o nim już pisałem. Zatem dziś się zajmiemy narzędziem o wiekowej tradycji. Co do historii i podziału krzesiw odeśle was do Mr. Wilsona, który jest ekspertem w te klocki.

Krzesiwo w dużym skrócie to kawałek wysokowęglowej stali bardzo wysoko zahartowanej o gładkiej krawędzi służącej do krzesania. Czasami krzesiwo przyjmuje naprawdę bajeczne kształty. Krzesiwo uderzając, a właściwe pocierając o ostrą krawędź krzemienia odrywa malutkie kawałeczki stali, które w towarzystwie tlenu i wysokiej temperatury spalają się. Są na tyle mikroskopijne, że widzimy tylko iskierki. Jest ich niewiele i słabych o niskiej temperaturze w porównaniu do tych z krzesiwa turystycznego. Toteż rozpałki, które zajmą się od krzesiwa współczesnego nie dadzą rady przy nikłych iskierkach historycznego.

Więc cóż począć? Tu z pomocą staje nam zwęglanie naturalnych tkanin. Wiem, jest jeszcze preparowanie hubek itd., ale to jeszcze nie mój poziom. Zanim zabierzemy się za krzesanie musimy pociąć koszulkę bawełnianą, lnianą tkaninę, bądź jutowy worek. W małe kawałki - kształt dowolny, mogą być serduszka kwiatki, ale z mojej praktyki wygodniejsze są prostokąty. Warto przegrzebać starą garderobę i wybierać te ubrania, które są w 100% naturalne, bielone i niefarbowane, gdyż może wpływać to na właściwości po zwęgleniu. Tak pocięty materiał wkładamy (nie upychamy) do szczelnie zamykanej puszki. Polecam puszki po paście do butów, bo dobrze się zamykają i podczas zwęglania nie odkształcają się, przez co nie otwierają się samoistnie. Kolejno na pokrywce robimy malutką dziurkę. Po czym całość dziurką do góry wrzucamy do ogniska najlepiej na żar lub na kuchenkę turystyczną. Po pewnym czasie z otworku zacznie wydobywać się dym, czy jak inni zwą gaz., Gdy przestanie się wydobywać czekamy minutkę lub dwie, ściągamy puszkę z ogniska i stawiamy ja "do góry nogami" na ziemi, aby ostygła i utleniła się jej zawartość. Po ostygnięciu gotowa do użytku.

Doszliśmy na miejsce, gdzie chcemy nacieszyć się klimatem żywego ognia, zbieramy drewno itd. Wyciągamy nasz zestaw: krzesiwo, puszkę z hubką i jakiś naturalny puch np. ostów, innych puchodajnych roślin lub dobrze wymiętraszoną suchą trawę, bądź dla upartych korę brzozową oraz krzemień. Uczyłem się rozpalać na krzemieniu czarnym, a teraz korzystam z krzemieni czekoladowych. Technik krzesania jest kilka, ja preferuje trzymać krzemień z nałożoną nań hubka w lewej ręce, a w prawej krzesiwo, którym energicznie uderzam/pocieram o krzemień. Iskry spadające na hubkę powodują jej żarzenie, kolejno przenoszę ją na puch i do gniazdka z suchej trawy. Dmuchamy i chuchamy, dymi się coraz bardziej aż tu nagle mamy ogień.

Krzesiwko przedstawione na zdjęciu to krzesiwo jednokabłąkowe - sztabkowe. Jeśli się mylę w podziale, to proszę mnie sprostować, bo nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Jest zakupione w Kuźni Dominus. Kolejny etap to świder ogniowy. Oj dużo niemiłych słów i wulgaryzmów wypowiem zanim pierwszy raz uda mi się tą techniką rozpalić ogień.

Sława wszystkim herbaciarzom plenerowym!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz