7 kwietnia 2015

Matcha - sproszkowana, zielona herbata z Japonii

Matcha - sproszkowana zielona herbata z Japonii

Gdy rozmawiam z osobą, która nie interesuje się szczególnie herbatą, a jedynie pija ją z przyzwyczajenie, i mówię o ceremonii herbacianej, to zwykle pierwszym skojarzeniem jest Japonia. Być może ceremonialne parzenie Matchy jest bardziej spopularyzowane, niż chińskie Gongfu Cha, o którym niewiele osób słyszało. No cóż nie będę się zastanawiać, dlaczego tak jest.

Taką ceremonię herbacianą każdy może zrobić samodzielnie w domu. No dobrze, trzeba trochę wprawy, żeby odpowiednio przygotować Matchę, ale ćwiczenie czyni mistrza. Nie trzeba być do tego Gejszą, ubierać się w kimono i malować twarzy na biało. Aby napić się Matchy przygotowanej tak, jak podczas japońskiej ceremonii herbacianej trzeba mieć dobrą herbatę, która się do tego nadaje.

To akurat jest Matcha, którą zamówiłam z Chin. Ma znak SQ, więc jej ufam.

No właśnie, jaka powinna być dobra Matcha. Powinnam napisać, że droga, ale to nie do końca prawda. Dobra Matcha nie musi być droga, trzeba umieć szukać. W Krakowie znalazłam u pana Wietnamczyka Matchę za kilkanaście złotych za puszkę 80g i jest o wiele lepsza od takiej, która w specjalistycznej herbaciarni kosztuje prawie 70 zł za 100g. Tej droższej już nie mam, bo poszła do pierwszej wersji matchaffinek, które nie były aż tak zielone. Gdy pokazałam ją osobie, która herbatę traktuje jak coś do picia, to powiedziała, że jest mniej zielona i bledsza od tej tańszej. Wygórowana cena nie zawsze świadczy o wysokiej jakości. No chyba, że macie do wyboru dwie różne Matche w jednym sklepie to najprawdopodobniej ta droższa będzie lepsza.

No więc, jak rozpoznać tą lepszą? Matcha to sproszkowana zielona herbata, więc powinna być jak najbardziej zielona. Oczywiście nie powinna wyglądać też jak proszek z farbki dla dzieci, ale dobrze byłoby, gdyby kolor był jak najżywszy. U sprzedawcy powinna być przechowywana w chłodnym, suchym miejscy chroniona od promieni słonecznych. No i najlepiej, żeby była pakowana przez producenta. Dobrze byłoby, żeby sprzedawca miał jedno opakowanie otwarte dla celów prezentacyjnych, ale nie wymagałam tego od Pana Wietnamczyka, który miał Matchę za kilkanaście złotych. Jeśli mamy możliwość obejrzenia Matchy przed zakupem, to warto też ją przynajmniej powąchać. Trudno to zrobić kupując Matchę przez internet, więc musimy wierzyć sprzedawcy na słowo.

Do przygotowania Matchy potrzebny jest jeszcze specjalny bambusowy pędzelek, nazywany miotełką, czyli Chasen. Można go zastąpić inną dowolną trzepaczką czy spieniaczem, ale to już nie ten sam efekt. Najlepiej trzymać się tradycji. Chasen ma specyficzny kształt, a wykonany jest z jednego kawałka bambusa. Nie wiem, jak oni to robią, ale tych pręcików powinno być jak najwięcej. Nasz podobno ma ich około 80, ale nie liczyłam. Im więcej tym lepiej, więc najlepsze, jakie widziałam mają około 100, a podobno są takie, co mają nawet 120.

1. Po przygotowaniu Matchy odkładamy Chasen na Kusenaoshi.
2. Chawan (miska) i Chasen (miotełka) to podstawa, ale Chasaku (łyżeczka) też się przydaje.
3. Przed parzeniem warto zwilżyć Chasen w gorącej wodzie, aby był bardziej elastyczny.

Przyda się też odpowiednia miska o płaskim dnie i wysokich ściankach, czyli Chawam, ale nie będę się tu rozpisywać, bo był już wpis na ten temat. Poza tym, można się zaopatrzyć w Chasaku, czyli bambusową łyżeczkę do nabierania Matchy. Mamy też Kusenaoshi, czyli stojaczek na Chasen. Po każdym parzeniu pręciki się prostują, a najlepiej, żeby pozostały w takiej samej pozycji jak na początku. Dlatego jeszcze mokry Chasen po każdym przygotowywaniu Matchy ląduje na Kusenaoshi i tam schnie. No to chyba tyle, więc można parzyć.

1. Najpierw rozprowadzamy Matchę w wodzie delikatnymi ruchami.
2. Później ruchy stają się coraz szybsze.
3. W końcu powstaje ładna zielona pianka.
4. Teraz jest gotowa do picia.

Woda powinna mieć temperaturę około 80 st.C. Gdy będzie zbyt niska, to Matcha nie będzie się dobrze pienić, a zaś zbyt wysoka sparzy ją i będzie cierpka. Przed zalaniem wodą Matchę warto przesiać, dzięki temu będzie lepiej współpracować. W ramach parzenia dobrze jest też ogrzać Chawan. Samo parzenie polega na zalaniu jednej łyżeczki Matchy makasymalnie 100ml gorącej wody i energicznym utrzepywaniu jej na piękną zielona piankę. Zaczynamy powoli, jakby tylko mieszając zieloną wodę, później ruchy są coraz szybsze i kończymy delikatnym wyjęciem Chasenu z zielonej pianki. Niektórzy twierdzą, że ruch Chasenem powinien kreślić literę "M", ale osobiście nie zauważyłam szczególnych różnic.

Zapach tak przygotowanej Matchy jest powalający. Po przygotowaniu przez Kubę przynajmniej kilku zanim zabrałam się do pisania mogę spokojnie powiedzieć, że każda dobrze przygotowana Matcha powinna pachnieć wiosną. Może nie tak kwiatowo, ale jak rosnąca trawa. Taki miły roślinny zapach typowy dla herbat japońskich. No i nie może się obyć bez lekkiej nutki rybnej. Jeśli chodzi o smak, to zawsze jest mocna, ale nie powinna być cierpka czy kwaśna. Jeśli taka jest, to znaczy, że coś poszło nie tak, albo woda była za gorąca, albo Matchy za dużo, jak na taka ilość wody. W smaku ma być wyczuwalne mocne umami, nawet bardzo mocne.

No i nie polecam jej pić wieczorem ani też na pusty żołądek. Gdy poczęstowaliśmy kiedyś znajomego Matchą, to powiedział, że to lepsze niż yerba. Fakt, Matcha jest mocno pobudzająca i temu zaprzeczyć się nie da. W sumie to też fajna opcja dla kogoś, kto chce zastąpić poranna kawę, a nie ma czasu na kilka zalań yerby.

4 komentarze:

  1. Zasmucę Cię. Ta matcha nie jest japońska lecz chińska, co widać przede wszystkim po kolorze "zaparzonej" matcha oraz po kodzie kreskowym. Chińska matcha charakteryzuje się często bardzo niską jakością a już na pewno nie ma w niej wyczuwalnego umami. Chińska matcha ze względu na swoją cenę jest stosowana zazwyczaj do celów kulinarnych, ponieważ jej smak jest naprawdę ubogi. Kilkanaście złotych za 80 g to naprawdę za mało, żeby raczyć się tym co Japończycy mieli w zamyśle. Dobra matcha kosztuje minimum 50 zł za 30 gramów, choć najczęściej spotykaną ceną jest 70-80 zł za 30 g.
    Hubert.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę, że to co opisywałam pochodzi z Japonii :D Jakoś w porównaniu z podobno japońską matchą z herbaciarni, to ta od Pana Wietnamczyka czy nawet taka zamówiona z Chin smakuje mi o wiele lepiej. Fakt, nie ma co porównywać z prawdziwą japońską Matchą, ale do codziennego picia się nadaje :)

      Usuń
  2. Jakis czas temu kupilismy sporo matchy w bardzo niskiej cenie (chinskiej). Przygotowalam ja na wariata zeby sprobowac i mi nie posmakowala. Zrazilam sie i poki co uzywam do gotowania. Po sprobowaniu matchy w Japonii kupilam sobie tez lepsza matche, ktora poki co nadal jest w zamknieciu. Ale chyba sprobuje dac jeszcze jedna szanse tej tanszej. Moze rzeczywiscie jesli poeksperymentuje sie z iloscia wody i temepratura to da sie napic. No i praktyka w spienianiu sie przyda:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszą Matchę przygotował dla mnie kolega w pierwszej pracy i wtedy mi nie posmakowała, później było trochę lepiej, ale za to widziałam jak to robi, więc z odtworzeniem ceremonii nie było większych problemów. W sumie to najważniejsza jest proporcja wody i herbaty, no i nie wolno zapominać o temperaturze wody. Ogólnie to jak dasz za dużo wody to się tak ładnie nie spieni, a jak za mało to potem możesz zawsze dolać :)

      Usuń