14 marca 2015

Lapsang Souchong - czarna herbata z Chin

Wędzona herbat, która nie jest wędzona, a przynajmniej nie tak mocno.

W wakacje pisałam o czarnej, mocno wędzonej czarnej herbacie Lapsang Souchong. Mówiłam wtedy, że nie jestem w stanie wypić jej w innych okolicznościach, niż przy grillu czy ognisku. Teraz odwołuję to, co napisałam. Jednak mogę wypić taką herbatę w mieszkaniu i nawet mi smakuje. Tylko jest jeden warunek, to musi być Lapsang Souchong na prawdę wysokiej jakości.


Listki przed i po parzeniu.
No i właśnie dzisiaj pokażę Wam jak wygląda i smakuje prawdziwy Lapsang Souchong z Chin. Raczej trudno będzie go dostać w Polsce, ale możecie próbować. No właśnie, ale czym on się w ogóle wyróżnia? Może zacznę od opakowania. Listki są porcjowane na jednorazowe torebeczki i każda z nich jest zgrzewana. W ten sposób zabezpieczoną herbatę można przechowywać dłużej bez obaw o utratę jej właściwości. Same listki też wyglądają lepiej niż to, co opisywałam w wakacje. Są drobne, niezbyt połamane, no i najważniejsze lśniąco czarne. Pomiędzy ciemnymi listkami widoczne są też jaśniejsze młode pączki, a sama herbata wygląda na prawdę dobrze. No i pachnie, jest i słodycz i wędzenie, ale panuje pomiędzy nimi równowaga. Wygląda pięknie, ale zobaczymy jak się zachowuje przy parzeniu.

Jak na czarną herbatę przystało, będą ją parzyć świeżym wrzątkiem. Użyję czajniczka, który kupiłam, jako taki z glinki yixing, a wcale z niej nie jest wykonany. No cóż, takie oszustwo chińczyków. Mimo wszystko do parzenia herbat się nadaje, a w środku nie jest szkliwiony, więc może nawet przechodzić smakiem i aromatem, więc będę w nim parzyć tylko te czarne.

Pierwsze parzenie Lapsang Souchong. Napar jest dosyć mocny.

Pierwsze parzenie trwało dosyć krótko, bo około 1 minuty. Już po takim czasie uzyskałam całkiem mocny pomarańczowy, prawie czerwony napar. W sumie niewiele różni się on od innych czarnych herbat. Zapach jest zaskakująco mało wędzony. Jest wyczuwalna goryczka, ale tak czekoladowa, no i trochę słodyczy. Jest też lekkie wędzenie, ale nie na takim poziomie, jak w przypadku poprzedniego Lapsang. No ciekawie się zapowiada, ale najważniejszy jest smak. Pierwszy łyk, gorzka czekolada, taka zrównoważona słodycz i goryczka. Drugi łyk, orzechy laskowe, też trochę goryczki, ale takiej przyjemnej. Trzeci łyk, słód, taki nie słodki, nie gorzki, a gdzieś pomiędzy. Tylko nasuwa się pytanie, gdzie to wędzenie, jakiego się spodziewałam?

Drugie parzenie i napar też mocny.

Może będzie w drugim parzeniu. Teraz czas wydłużę do około 2 minut. Napar jest ciemniejszy i mocniejszy. W zapachu nie ma już goryczki, ale pozostała czekolada. Są też orzechy, ale ogólnie zapach jest dosyć słodki. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę to uczucie pełności po pierwszym łyku. Może to, dlatego, że smak jest bardzo czekoladowy i raczej słodkawy. Na pewno nie ma tu goryczki, ale jest lekkie ściąganie.

Napar z trzeciego parzenia.
Pomimo wydłużeniu czasu w trzecim parzeniu do 3 minut, napar nie był wcale mocniejszy. Pozostały nuty czekoladowe i orzechowe. W smaku też jest słodycz. Napar jest delikatniejszy, ale prawie się nie różni od tego z drugiego parzenia. Zaparzę te same liście jeszcze kilka razy, ale nie spodziewam się wielkich zmian w smaku i zapachu.

W porównaniu z Lapsang Souchong, którego znam, to ta herbata jest boska. Niestety miałam tylko jeno opakowanie, ale zamówię sobie większa jej ilość. Jeśli to jest prawdziwy chiński Lapsang Souchong, to czym jest to, co kupiłam poprzednio pod tą samą nazwą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz