18 stycznia 2016

Kericho Gold - herbata prosto z Kenii


Pisałam już o liściastej herbacie z Kenii, to teraz czas na coś, co przyjechało do Polski właśnie z tego kraju i trafiło w moje ręce. Będzie to herbata czarna, ale nie liściasta, za to pyłowa. Opowiem też, co wiem na temat tej gradacji liścia herbacianego, ale znacznie ciekawsza dla mnie jest herbata, która kryje się pod nazwą Kericho Gold.


Liście herbaciane mogą być w całości, łamane lub zmiażdżone wręcz na pył. Te pierwsze rozpoznamy bez pudła po wielkich liściach widocznych gołym okiem. Łamane są zazwyczaj herbaty czarne, rzadko zielone i białe. Zaś pył herbaciany znajdziemy chyba tylko wśród herbaty czarnych, no i raczej nie uświadczymy go w herbaciarniach specjalistycznych. Dust, czyli pył powstaje, jako odpad podczas obróbki większych fragmentów liści lub czasem jest specjalnie wytwarzany w fabrykach herbat ekspresowych. No właśnie, pył herbaciany znajdziemy na 100% w eskpersówkach. Po rozerwaniu torebki mamy taki sobie granulat, który bardzo szybko się zaparza i daje mocny smak. To znają chyba wszyscy, ale jest jeden szczegół. Parząc nawet taki granulat z użyciem standardowych saszetek jesteśmy pozbawieni tego, co w herbacie najlepsze, czyli jej prawdziwego smaku i zapachu. No niby saszetki są porowate i coś tam przepuszczają, ale głównie to kolor i trochę aromatów dodanych przez producentów. No i ten papierowy posmak w naparze.

Dobrze, koniec marudzenia na pył herbaciany w najczęściej spotykanej postaci. Mam tu wersję nietorebkowaną prosto z Kenii i zaraz ją zaparzę. Użyję mojego zestawu testerskiego, czyli kubeczek o pojemności 200ml z pokrywką i czarka, która pomieści napar. Suszu użyję tyle ile zwykle bywa w standardowych torebkach, czyli 2 gramy. Temperatura wody to prawie 100 st.C, a czas parzenia około 2 minuty. Parzeń nie będę powtarzać, bo szkoda zabawy na tak rozdrobnioną herbatę.


Napar jest dość mocny, ale tego można się było spodziewać. Za to ma zapach, nie to, co z papierowych saszetek. Pachnie dość intrygująco, ale trudno jednoznacznie opisać to uczucie. To mieszanina różnych aromatów, które można znaleźć w czarnych herbatach. Po lekkim przestygnięciu wyłania się nuta olejku herbacianego i to chyba jedyne, co się da zaklasyfikować. W smaku też jest przyjemna. Jest lekka goryczka, ale znalazłam też trochę słodyczy. I znowu to połączenie smaków różnych czarnych herbat, które trudno zinterpretować. Ważne, że smakuje tak jak powinna smakować, a nie papierem z dodatkiem czegoś herbatopodobnego.


Pierwszy raz parzyłam herbatę w takiej formie i chyba nie zaprzyjaźnię się na dłużej z herbatami pylastymi. To, co mi zostało pewnie wyląduje w jakiejś mieszance herbacianej skleconej z tego, co mam pod ręką. Swoją drogą znajomym smakują te moje kompozycje, więc kiedyś coś o tym napiszę. A tymczasem zostawiam Was z herbatą prosto z Kenii.

4 komentarze:

  1. Ogromnie mnie ciekawi gdzie można taki zestaw kiperski kupić;)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten akurat wygrałam w konkursie, ale widziałam niedawno taki sam na wystawce w herbaciarni Czarka w Krakowie. Chyba nie mają go wystawionego na stronie sklepu, ale zawsze możesz zadzwonić i spytać, czy sprzedadzą przez internet.

      Usuń
  2. Herbaty ekspresowe są mimo wszystko wygodnym wyborem. Nie każdy ma czas i ochotę na parzenie liści przy śniadaniu. Co do aromatów i innych cudow - to wszystko można wyczytać w składzie. Lipton ma i esencję i aromaty, ale są herbaty czyste, bez takich dodatków. Koniecznie w kopertach, hermetycznie zapakowane. Tylko takie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I na takie perełki zwykle przez przypadek się trafia

      Usuń