8 grudnia 2015

Chun Mee - zielona herbata w kształcie brwi


Zielona herbata zielonej herbacie nierówna, ale o tym chyba nie muszę przekonywać. Kupując Gyokuro sprawdzam ile się da, cenę, kraj pochodzenia, wygląd liści, jeśli kupuję osobiście to ich zapach i czasem smak. To droga herbata i oszustów nie brakuje. Na szczęście inaczej jest z popularnymi, niedrogimi herbatami, a do takich należy Chun Mee. Tutaj wiem, czego się spodziewać i sprzedawcom nie opłaca się kombinować.

W prawie każdym sklepie herbacianym znajdzie się Chun Mee. Nawet, jeśli jej nie ma, to nie może zabraknąć herbaty do niej podobnej, takiej jak Gunpowder. Zawsze ta herbata wygląda prawie tak samo, ma ciemnozielone listki pozwijane w charakterystyczne łuki. Czasem w suszu jest więcej gałązek, czasem listki są większe, a czasem mniejsze, ale zawsze wyglądają podobnie. Pachną też podobnie, bardzo delikatnie i roślinnie, nie ma wędzenia jak w herbatach z Yunnanu. Chun Mee to herbata, którą będzie ciężko kupić pod inną nazwą, bo ma swój charakter.


Dzisiaj zaparzę Chun Mee kupioną w jakimś małym sklepiku, ale nie różni się bardzo od takiej ze znanym sklepów herbacianych. Listki jak zwykle ciemnozielone, poskręcane. W suszu widać sporo gałązek, ale nie stanowią one większości. Pachnie subtelnie, roślinnie. Po wrzuceniu do ogrzanego czajniczka nabiera słodyczy. Zaparzę 3gramy herbaty na około 150 ml wody w temperaturze 70-75 st.C. Zacznę od 1 minuty w pierwszym parzeniu i później będę stopniowo wydłużać czas.

Pierwsze parzenie jest dość intensywne. Napar jest słomkowy, wyrazisty, ale klarowny. Zapach dość delikatny, roślinny, jak podczas ogrzewania listków. Smak jest za to intensywny, przypomina rozgryziony zielony listek. Jest lekka cierpkość, ale nie ma nieprzyjemnej goryczy. Kolejne parzenia są już delikatniejsze. Napar nie jest tak intensywnie żółty, a przechodzi w odcienie zieloności. Zapach pozostaje nadal delikatny. Za to w smaku zachodzi zmiana, staje się lżejszy, bez cierpkości. Wyczuwam wyraźne słodkawe, roślinne nuty.


Te same listki parzyłam czterokrotnie i w ostatnim parzeniu napar był już bardzo delikatny, ale nadal przyjemny. To całkiem sporo jak na jedną z tańszych herbat zielonych. Przy takim parzeniu mogłam już na początku obudzić listki, żeby mogły oddać to, co mają w sobie dobrego już w pierwszym naparze, ale pewnie parzeń byłoby mniej w takim przypadku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz