10 grudnia 2015

Union Bio - yerba mate z prebiotykiem


Pogoda sprzyja chyba tylko paskudnym wirusom powodującym biegunkę. Niestety nie ominęło mnie to w tym roku, ale na szczęście nie trwało to długo. Teraz czas na regenerację flory bakteryjnej w jelitach. A pomoże mi w tym jedna z ciekawszych yerb, czyli Union Bio.

No właśnie, co ten Union Bio ma takiego, że może pomóc po chorobach jelitowych? Sama yerba to nic szczególnego, raczej słabsza wersja klasycznego suszu (suave). Stanowi ona 95% całości. Pozostałe 5% to na prawdę pożyteczny składnik - inulina. Substancja ta występuje naturalne w wielu roślinach liściowych, np. białej kapuście, więc od czasu do czasu zjadamy jej większe czy mniejsze ilości. Należy do grupy prebiotyków. W Internecie znajdziecie wiele definicji tego słowa, ale najprościej ujmując, jest to pożywka dla dobrych bakterii żyjących w naszych jelitach. To dzięki tym żyjątkom normalnie trawimy i przyswajamy to, co jemy. Jeśli jest ich za mało, np. po biegunce, to warto je dokarmić, żeby znowu mogły się namnożyć do swojej normalnej liczebności. Z drugiej strony częściej inulina lub taka yerba jest polecana przy kuracjach oczyszczających lub odchudzających, ale jej zadanie jest dokładnie takie samo. Polepszyć przyswajanie tego, co jemy i ogólna regulacja pracy jelit.


No to mamy rozszyfrowane słówko "bio" na opakowaniu. Znaczy to tyle, że picie tej yerby wspomaga naturalne procesy biologiczne zachodzące w organizmie. Nie znaczy to, że uprawa czy produkcja tej yerby jest kontrolowana biologicznie i takiej informacji nigdzie nie znajdziecie. Za to dociekliwi dowiedzą się, że Union to jedna z marek yerba mate prowadzonych przez plantację Las Marias. Z krzaczków na tej samej plantacji robione są takie yerby jak Taragui czy La Merced, a o ich jakości nie trzeba głośno krzyczeć.

Jak przygotować taką yerbę? Dokładnie tak jak każdą inną. Temperatura wody około 70 st.C, w moim przypadku proporcja suszu to około połowa pojemności naczynia i zalewamy. Susz jest średniocięty i zawiera sporo patyczków, więc każdy sobie jakoś z nim poradzi. Pachnie przyjemnie, nie ma zbędnego wędzenia, jest tylko lekkie prażenie, czyli klasycznie jak dla yerb argentyńskich. W smaku jest bardzo lekka, bez większej goryczki. Bardzo delikatnie pobudza, więc nie spodziewajcie się po niej cudów, ona ma działać nieco inaczej.

Na zdjęciach towarzyszy nam ananas. Do klasycznych yerb dodawałam już różne owoce, teraz przyszła kolej na ananasa. Włożyłam dwa kawałki dopiero przy drugim parzeniu, a owocowy smak poczułam przy trzecim zalaniu. Przypomniała mi się wtedy jedna z brazylijskich yerb z aromatem ananasowym, ale ona była nim przeładowana. Zdecydowanie lepiej samemu dodać to, na co ma się akurat ochotę, bo zakup jakiejś mocno naładowanej armatami yerby może być nietrafiony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz