Gdybym spytała, kto lubi herbatę z mlekiem, to pewnie większość głosów byłaby na nie. Pewnie część z Was nie wyobraża sobie dolewania tego białego życiodajnego płynu do swojej ulubionej herbaty. A jakby tak wypić herbatę z mlekiem bez mleka? Dzisiaj wypijemy turkusową herbatę z mlecznym posmakiem, ale nie będziemy do niej nic dolewać.
Dzisiaj na tapecie mleczny oolong, którego możecie znaleźć pod nazwą Milk Oolong. Co w nim takiego szczególnego? Ma ładne liście, które są ciasno zwijane praktycznie w całości, ale widać to dopiero po kilku parzeniach, gdy się rozwiną. Susz ma dość intensywny zapach, który świadczy o aromatyzowaniu herbaty, ale w naparze układa się i przypomina to, co znam z Tajwańskich oolongów, na których się wzorowano. No i najważniejsze, smakuje, tak jak powinien.
Poleciałam z fantazją i wzięłam mój niebieski czajniczek z porcelany ryżowej i nowe czarki kupione na Święcie Herbaty. Mam pojemność około 120ml, więc użyję około 3g suszu herbacianego. Parzyć będę wodą o temperaturze około 85 stopni C. Czasy parzeń będą się różnić z każdym zalaniem: I - 1min, II - 0,5mim, III - 1,5min, IV - 2,5min.
Już przy pierwszym parzeniu napar ma ciekawy, lekko żółtawo-zielony kolor. Pomimo skróconego czasu w drugim i każdym kolejnym parzeniu napar ma nieco mocniejszy odcień. To dzięki rozwijającym się listkom, które mogą oddać więcej do naparu.
Na początku w zapachu dominuje mleczność, ale nie przesłania całkowicie świeżego zapachu oolonga. Kolejne parzenia i nadal utrzymuje się lekko mleczny aromat. W większości herbat aromatyzowanych obecny jest tylko w pierwszym naparze a później znika bezpowrotnie.
Wcześniej napisałam, że smakuje tak jak powinien. Otóż taka jak w zapachu czuć mleczność, ale wyczuwam też lekką kwiatowość, czyli klasyczny smak jasnego oolonga. Tak, jak kolor drugiego naparu wzmocnił się, tak samo jego smak stał się bardziej intensywny i coraz wyraźniej można poczuć kwiatowe nuty w towarzystwie słodkiej śmietanki. Oolongi są bardzo cierpliwe w parzeniu i zachowują swój smak przez wiele parzeń, ale aromat użyty w tej herbacie też dotrzymuje kroku olejkom eterycznym zawartym w liściach.
Te same liście parzyłam cztery razy, ale jeśli macie tylko ochotę to można zaparzyć tę herbatę jeszcze kilka razy za każdym razem wydłużając czas. Właśnie za to lubię oolongi, można je parzyć prawie bez końca. Na początku susz herbaciany zajmował ledwie trochę miejsca na dnie czajniczka, a teraz zapełnił całą jego objętość. Rozwinięte liście wiele mówią o jakości herbaty. Po ich obejrzeniu mogę powiedzieć, że były zbierane głównie najmłodsze listki, znalazłam też kilka pączków herbacianych. Nie były specjalnie łamane a jedynie ocierane przy krawędziach, aby umożliwić prawidłową fermentację. Ogólnie, jak na herbatę aromatyzowaną, to jest na prawdę dobra i pewnie bez aromatów też byłaby smaczna.
Ta i wiele innych herbat są dostępne w sklepie internetowym kawa-czy-herbata.pl
przepiękny zestaw do herbaty :)
OdpowiedzUsuńTutaj jest zbieranina różnych naczyń nie do kompletu, ale tak właśnie mi pasowało do tej herbaty. A ten niebieski czajniczek wraz z czarkami do niego opisywałam w innym wpisie szczegółowo :) Zaiste czarująca ryżowa porcelana.
Usuń