|
Jak nie lubię długich parzeń, to dalej ich nie lubię, ale zrobiłam wyjątek. |
Nie tylko chińska czy indyjska herbata czarna jest dobra. Inne mniej znane takie jak tureckie, gruzińskie czy kenijskie również są warte uwagi, ale trudniej je dostać w Polsce. W sumie przez przypadek udało mi się kupić wielkoliściastą czarną herbatę z Azerbejdżanu.
|
I ten sielankowy obrazek na opakowaniu. |
Niewielki kartonik wieści w sobie 100g sporych liści herbaty. Szkoda, że większość herbat, które można kupić w sklepach jest łamana. Gdyby wsypać dowolnie wybrany susz herbaciany z marketu do takiego pudełeczka to ważyłoby ono o wiele więcej niż 100g. Widać, że producent wie, co robi, bo w kartoniku jest jeszcze torebka papierowa, której wewnętrzna strona jest zabezpieczona czymś, co chroni aromaty.
|
Dosyć dokładna instrukcja dotycząca parzenia. |
A na kartoniku można znaleźć dokładną instrukcję jak dobrze zaparzyć tę właśnie herbatę. Niby 2 łyżeczki na 200ml to dużo, ale w przypadku tej herbaty to w sam raz, bo liście są bardzo duże. Dobrze, że jest informacja o nagrzewaniu czajniczka, ale pewnie i tak wiele osób nie zwróci na to uwagi. Herbatę należy zalać wrzątkiem i parzyć 7-8 minut. Trochę długo jak na herbatę. Ja za pierwszym razem parzyłam ją 2 minuty i w smaku była raczej słodkawa. Nawet osoba lubiąca słodzić wszelkie napoje stwierdziła, że nie czuje goryczy. Jednak dla celów tego wpisu zaparzyłam liście tak jak zaleca producent.
|
Jest czerń, powinna być moc. |
Przed parzeniem jeszcze pooglądam liście. Mocno poskręcane 2-3 centymetrowe olbrzymy, oczywiście to w porównaniu do kilkumilimetrowej sieczki, którą można spotkać w sklepach. Są prawie całkowicie czarna, bez cienia brązów i nieciekawych nalotów. Widać, że liście z nizinnych upraw były mocno fermentowane. Pachną ciemnym miodem, może się też kojarzyć z jasnym tytoniem. Przed parzeniem ogrzałam czajniczek, a liście do niego wrzucone zapachem przypominają czarną herbatę z Yunnanu, ale taką z niewielką zawartością złotych pączków.
|
Nalewanie prosto do szklanek. |
Liście parzyłam tylko raz przez 8 minut. Po zalaniu wrzątkiem utworzyła się pianka, to saponiny z liści szybko uwolniły się do wody i dały taki efekt. Zapach unosił się piękny, słodki, miodowy, ale też było czuć klasyczną czarna herbatę. Po zaparzeniu, przelałam napar do szklanek, co prawda nie tureckich. Na takie tradycyjne przyjdzie czas, gdy przygotujemy ją tak, jak tam pijają. Napar ma kolor ciemnopomarańczowy, wpadający w brązy. Mocny, głęboki, taki, jaki powinien być czaj. W smaku w końcu czuć cierpkość, lekką goryczkę, a do tego nuty słodyczy. Tę herbatę posłodziłaby już nasza słodkolubna siostra.
Długie parzenie zabija kofeinę, więc tak zaparzona herbata nie będzie zbyt pobudzająca, raczej mnie rozluźniła. Ciekawe, czy to miał na celu producent?
|
Herbata po 8 minutach parzenia. Liście już opadły, ale pianka została. |
Probowalem w 2013 r. Rewelacyjne odkrycie. Po tym jak krewni i znajomi sprobowali, mialem zamowienia. :)
OdpowiedzUsuńJuż nam się skończyła, a sprzedawca już jej nie ma, a szkoda...
UsuńSzanowna Pani, Ja ją posiadam, jak również i inne herbaty Azercay - proszę o kontakt.
Usuńm.misiak2@gmail.com
Pozdrawiam :)
co jakiś czas w BlueCity w Warszawie Azer z synem wystawiają się z regionalnymi produktami. Mają wszystkie rodzaje AZERCAY w różnych opakowaniach. Ostatnio nabyłem u nich 200 g BUKET za cenę 27 PLN. Mam do niego kontakt mailowy - sahib651@wp.pl
OdpowiedzUsuńPolecam sklep www.azerherb.pl
OdpowiedzUsuńMożna ram dostać wszystkie herbaciane produkty Azercay.
Pozdrawiam i zachecam do zakupów.
Polecam sklep www.azerherb.pl
OdpowiedzUsuńMożna ram dostać wszystkie herbaciane produkty Azercay.
Pozdrawiam i zachecam do zakupów.
Zapach przyjemny jak świeży tytoń. W smaku zaś wyczuwa się goryczkę przypominającą kurz, tynk lub węgiel. Po wypiciu paru łyków traci swój tajemniczy orientalizm i przypomina tańsze, cierpkie indyjskie herbaty typu madras.
OdpowiedzUsuń