Ostatnie parzenie w plenerze. |
Jeszcze udało się nam złapać ostatnie promienie słońca i trochę ciepła, więc parzyliśmy w plenerze. Do grzania wody użyliśmy naszej kuchenki turystycznej opalanej czymkolwiek, najlepiej drewnem. Czajniczek do grzania wody też już był wcześniej wypróbowany. Wodę podgrzaliśmy to temperatury około 70 st.C. Dla odmiany wzięliśmy japońskie kyusu i kamionkowe czarki.
Woda się grzeje, będzie herbata. |
Sama herbata pachnie mlecznie, ale też roślinne. Kuba ten zapach określa, jako złamaną świeżą zieloną gałązkę, coś w tym jest. Kolor liści jest mocno zielony, wygląda prawie jak Gyokuro. Ciemnozielone lśniące igiełki w naparze rozwiną się do dużych fragmentów liści. To na pewno jest dobra japońska herbata.
Liście przed i po pierwszym parzeniu. Jest zieleń. |
Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty. Gdybym parzyła dłużej to smak herbaty nie byłby zachęcający. Liście miały czas, żeby się rozwinąć z igiełek i oddać do naparu to, co najlepsze. Napar nie był najmocniejszy, raczej seledynowy, niż żywo zielony. Kolejne parzenie na pewno będzie mocniejsze. Za to w smaku, mmm... Dawno nie piłam tak dobrej japońskiej Senchy. Mnóstwo słodyczy, oczywiście nie takiej cukrowej, a roślinnej. Umami też jest wyczuwalne. Bez cienia goryczy, cierpkości czy kwaśności. Gdybym ją inaczej zaparzyła to pewnie poczułabym jakieś niepożądane smaki.
Pierwsze parzenie. |
Drugie parzenie zrobiliśmy na około 20 sekund. Liście były już rozwinięte, a przedłużone parzenie dałoby niemiłą cierpkość. No i tak jak się spodziewałam napar ma trochę ciemniejszy kolor. Nawet przy tak krótkim parzeniu herbata jest w stanie oddać do naparu sporą część swojej mocy. W smaku naparu jeszcze więcej słodyczy, może z odrobiną umami. I to jest prawdziwa japońska herbata, można ją pić bez końca.
Drugie parzenie. |
Parzyliśmy te same liście jeszcze trzeci raz, ale zdjęć nie robiliśmy. Parzenie trwało około 40 sekund. Napar miał kolor taki, jak za pierwszym parzeniem. Delikatny seledyn, ale nadal zielony, a nie żółtawy. W smaku tym razem dominowało umami. Słodycz też była wyczuwalna, ale już nie tak intensywna. Za to w zapachu czuć wiosnę i rozwijające się młode listki. Szkoda, że do tego czasu trzeba czekać jeszcze pół roku. Dzięki tej herbacie na pewno przetrwam jesień i zimę.
Ten smak...
Dopiero odkryłam tę senchę, jeszcze nie nauczyłam się jej nazwy ;) Normalnie pijam senchę fukuyu – zapach, smak, działanie dla mnie. Od tygodnia parzę jednak kagoshima i w niczym nie odbiega od fukuyu. Pierwsze zalanie trzymam jednak 2 minuty, absolutnie nie dłużej niż 3, drugie 1 minutę. Trzeciego nie lubię. Możecie więc śmiało delikatnie przedłużyć czas parzenia :) https://ateliermysli.wordpress.com/
OdpowiedzUsuńMy zaś lubimy delikatne parzenia japońskich. Tak żeby do końca goryczki nie uświadczyć :)
UsuńZielona herbata jest fantastyczna - wiem o tym z autopsji. Ja, pijam ją głównie z dodatkiem pigwy - połączenie to poznałem dzięki firmie https://big-active.pl/produkty/herbata-zielona-z-owocem-pigwy-100g (gdy jej spróbowałam, wiedziałam, że będę pijać ją naprawdę często).
OdpowiedzUsuńUwielbiam tradycyjną, zieloną herbatę, która po odpowiednim zaparzeniu smakuje mi najlepiej. Do tego celu kupiłam swego czasu na https://duka.com/pl/jedzenie-i-serwowanie-potraw/kawa-i-herbata specjalny dzbanek z zaparzaczem. Idealnie nadaje się on do zaparzenia wybornej herbaty. Po przygotowaniu, napój podaję zawsze w niedużych filiżankach przeznaczonych do picia naparu.
Usuń