A jednak, znalazłam taką mieszankę. |
Pisałam kiedyś o tym, że można kupić w zwykłym markecie całkiem dobrą zieloną herbatę. W tym wpisie znajdziecie tego dowód. Opiszę mieszankę herbat zielonych i białych marki Tesco. Może ta marka nie kojarzy się z wysoką jakością, ale to, na co trafiłam jest warte uwagi.
Zacznę od opakowania. Ładne, szeleszczące i o zgrozo z okienkiem. Bardziej interesuje mnie to, co jest w środku i może trochę, co producent napisał na odwrocie. "Skład: mieszanka herbat zielonych i białych. Kraj pochodzenia: Chiny", no dobrze, nie ma dodatków. W sposobie przygotowania zwrócono uwagę na nagrzanie czajniczka przed parzeniem, no i bardzo ładnie. Temperatura wody: 80 st.C, czyli poprawnie i tak będę ją parzyć. Czas parzenia: 2-3 minuty, też dobrze. Jest jeszcze promocyjny tekst o mieszance podkreślający wartość białej herbaty, tego komentować nie będę.
W końcu dobry opis parzenia. |
Przez to koszmarne okienko liście wyglądają na dosyć pozwijane, ale nie jest to "typu gunpowder". Wyglądają na raczej niepołamane, więc może to być całkiem dobra herbata. Po rozpakowaniu liście nie wyglądają ani na sieczkę, ani na ogromniaste potwory "typu gunpowder". To po prostu całkiem młode, niezbyt połamane, lekko skręcone listki. Pachną jak większość zielonych herbat z Chin, czyli lekko sianowato, ale bez wędzenia czy większego prażenia. Kolor też całkiem ładny, co prawda nie mogę tu rozróżnić liści herbaty zielonej i białej, ale to wyjdzie po parzeniu.
Lubię ten taniec liści. |
Tak jak zalecał producent i też sama bym to zrobiła, nagrzałam czajniczek przed parzeniem. Po wrzuceniu suszu do naczynia zapach się zmienił. Teraz jest taki raczej słodkawy niż sianowaty, typowa zmiana zapachu przy herbatach chińskich. No to parzymy, 80 st.C na 2 minuty. Liście tańczą, a napar robi się zielony. W moich kamionkowych czarkach wygląda raczej na słomkowo żółty, to też typowe dla tańszych chińskich herbat. Jest niespodzianka, to pachnie i nawet ma smak. Porównałabym go do tego, co reprezentuje podstawowy Lung Ching. Co do białej to nie mam pewności, ale w zapachu chyba czuję słodycz od niej pochodzącą. Jak na herbatę marketową to na prawdę dobrze.
Pierwsze parzenie, pachnie, smakuje i ma kolor. |
Zaparzę jeszcze drugi raz, również 80st.C, ale już 3 minuty. Liście bardziej się rozwinęły i nie widać drobnych fragmentów, a raczej spore kawałki młodych liści. W zapachu i smaku nie zaskakuje. Mam podobne odczucia jak za pierwszym parzeniem. Stały smak przy taniej herbacie to jednak atut. Zaparzę jeszcze trzeci raz, też 80st.C i 3 minuty. Kolor naparu się utrzymuje, ale co do smaku i zapachu tego nie mogę powiedzieć. Dwa dobre parzenia bez goryczki i cierpkości to bardzo dobry wynik jak dla marketówki.
Drugie parzenie i też pachnie, smakuje i ma kolor. |
Pooglądałam liście po parzeniu i tu kolejna niespodzianka. Poza tym, że w większości są połamane, to raczej nie odbiegają od tego, co mogłam znaleźć w marketowej herbacie z Wietnamu. Najlepsze, że znalazłam prawie cały, mało uszkodzony listek herbaty białej. Jest niewielki, bo młody, lekko brązowy, bo zwiędnął i zaszła spontaniczna fermentacja. Taki liść w suszu dobrze świadczy, może całość nie jest najlepsza, ale młode, niepołamane listki to rzadkość w herbatach marketowych.
Prawie całe liście, niewielkie i młode, ale nie ma sieczki. |
Sama herbata jest bardzo dobra, jak na to, co można dostać w markecie. Sposób przygotowania też jest poprawnie napisany. Jedyny mankament to opakowanie. Gdyby materiał, z którego jest wykonane zabezpieczał trochę bardziej susz herbaciany to byłoby wszystko w porządku, ale to okienko nie jest dobre dla herbaty. Wietnamczycy mają dobre rozwiązania takich opakowań.
Nikt mi nie zapłacił za ten wpis, ta herbata jest po prostu dobra.
Co prawda to prawda - jest naprawdę dobra!
OdpowiedzUsuńNiestety została wycofana ze sprzedaży, a to, co ją zastąpiło, smakuje dużo gorzej :-(
OdpowiedzUsuńEch...ostatnio przestój na blogu bo córka jest angażująca ale pora ruszyć w plener z gotowaniem i parzeniem :) Niby tania mieszanka a naprawde dobra
OdpowiedzUsuń