7 lipca 2015

Święto Herbaty 2015 - fotorelacja


Gdy pakowałam się na Święto Herbaty to myślałam, że z tego wyjazdu powstanie tylko jeden wpis. Na szczęście okazało się być na tyle ciekawie, że będę pisać o tym wydarzeniu chyba przez najbliższy tydzień. A dzisiaj tak na razie wstępnie wrzucę kilka fot ze stoisk i innych atrakcji.

Na Święcie Herbaty można było się napić herbaty i nie tylko.

Można tez było zjeść smaczne głównie wegetariańskie posiłki.


Bez słodyczy się nie obędzie.


Było też gdzie odpocząć i zrelaksować się.

Żurawie origami prawie na każdym drzewie.

Różowy jeleń, czemu nie.


Stoisk nieherbacianych było wiele, np. z fletami indiańskimi.

Albo z kolorowymi strojami i misami.


Zajrzałam też na warsztaty dla dzieci z yerba mate w roli głównej.

Koniec tego zwiedzania bez herbaty. Teraz kilka na prawdę herbacianych ciekawostek. Zacznę od ceramicznego zawrotu głowy, później będzie prażenie oolongów, trochę dalej koreański sposób parzenia herbaty, a na koniec wspomnienie Gongfu Cha prowadzonych na różne sposoby.

Tutaj kupiłam piękne Shiboridashi. Zgadnijcie, które to.


Przy herbacie bariera językowa nie istnieje.

Pan Michal Butor parzy na prawdę świetną herbatę. Choć jego stoisko przyciągało głównie miłośników oolongów, to wypiłam z jego rąk też herbatę zieloną i Pu-Erha.

Rozwój kultury herbaty w Azji - Robert Tomczyk

Na szczęście wykład pana Roberta Tomczyka został przeniesiony na późniejszą godzinę i mogła wysłuchać choć części jego wypowiedzi. Poznałam go osobiście i piliśmy razem herbatę, ale nadal czuję respekt przed jego wiedzą i pozostanie dla mnie panem Robertem.

Nie mogłam ominąć też wystawy kaligrafii koreańskiej, ale zdjęć nie robiłam.

Pokaz parzenia herbaty po koreańsku.

O tym rozpisze bardziej w osobnym wpisie, a na razie powiem, że bardzo się ucieszyłam, gdy zmieniono trochę plan i parzenie odbyło się na trawie zamiast na scenie.

Gongfu Cha z Joanną Bożek  (Liu Mulan)

Ze wszystkich Gongfu Cha na Święcie Herbaty najmilej wspominam te z Joanną. O tym też napisze  w osobnym wpisie.

Podwójne Gongfu Cha z Zielona i Czarna.

Uczestnicząc w tym Gongfu Cha nie miałam możliwości napicia się herbaty, choć przyniosłam swoją czarkę. Z resztą co to za sztuka zaparzyć aromatyzowanego oolonga i dorobić do tego dziwną ideologię.

Przy tym pięknie zastawionym Chapanie nawet nie chciałam usiąść.

Kolejni goście byli częstowani kolejnymi parzeniami tej samej herbaty. Co prawda była to Tie Guan Yin, ale parzący powinien uszanować gości i parzyć świeżą herbatę. Ciekawe jakby on się czuł, gdyby został zaproszony na herbatę, a napar został przygotowany z fusów z wizyty poprzednich gości.

Płachta, na której mógł się podpisać każdy uczestnik Święta Herbaty.

A teraz jeszcze w telegraficznym skrócie, warsztaty i wykłady, w których brałam udział, ale nie zrobiłam tam żadnego zdjęcia.

W sobotę wpadłam na chwilę na Tea Brewers Cup. Wystarczyło mi, że zobaczyłam ogłoszenie wyników po pierwszej turze parzenia i ocenianie pierwszej pary finalistów. Panie parzyły dwie różne herbaty, ale to akurat im było wolno. Moją uwagę zwróciło zachowanie oceniających. Głośne siorbanie, mlaskanie i inne głośne dźwięki, to zrozumiałe. Machanie arkuszami oceny, też. Ale nie wiem, jak mieli ocenić smak i aromat herbaty wąchając i kosztując to jedną, to drugą. Jeśli miałaby oceniać dwie różne herbaty, to najpierw zajęłabym się gruntownie jedną a później drugą. Mieszając smaki i zapachy dwóch herbat nie ma szans na rzetelną ocenę. A poza tym, gdzie Ci panowie mają tytuł Tea Mastera? Po kilkunastu minutach mogę spokojnie stwierdzić, że takie "zawody" w parzeniu herbaty to tylko dla takich, który potrzebują świstka na swoje umiejętności. Ja się na pewno nie wybiorę, bo wiem, że dobrze parzę herbatę.

W niedzielę prawie z samego rana, bo o 10:00 byłam na wykładzie pani Dominiki Zagrodzkiej - Trucizna czy boski napój?. Nie wiem, czy dobrze zapamiętałam, ale z wykształcenia jest kulturoznawcą, a jej pasją jest kultura jedzenia. Na wykładzie przedstawiła kulturalną historię herbaty i skupiła się głównie na Polsce. Szkoda, że wykład był o tak wczesnej porze, bo może uczestniczyły, by w nim więcej osób.

Udało mi się też skosztować czarnych herbat parzonych przez pana Wojciecha Woźniaka na wykładzie: Odcienie herbat czarnych. Nadal twierdzę, że cejlońskie herbaty to nie mój smak, a uwielbiam wysokogórskie Darjeelingi i herbaty nepalskie.

To jeszcze nie koniec relacji z 7 Święta Herbaty w Cieszynie. W najbliższym czasie postaram się opisać stoiska herbaciane, Gongfu Cha a szczególnie jedną z herbat, którą zaparzyła Joanna Bożek i kilka innych atrakcji, które szczególnie zapadły mi w pamięć.

7 komentarzy:

  1. Fajna relacja. Nieczęsto można przeczytać krytykę święta. A szkoda, bo zawsze warto mieć też i to na względzie- nie ma wydarzeń idealnych i każdy znajdzie swoje ulubione i mniej ulubione elementy.
    Czekam na kolejne części.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda nie krytykowałam organizacji samego Święta Herbaty, bo ta pomimo kilku niedociągnięć i tak wypadła świetnie. Chodzi mi raczej o to jak ludzie na takiej imprezie traktują swoich gości. Nie widzę przyjemności w piciu naparu z niewiadomo-którego parzenia, czy aromatyzowanego oolonga zaparzonego w czajniczku yixing. A co do Tea Brewers Cup, to już napisałam, co o tym myślę. Poza takimi nieciekawymi elementami było całe mnóstwo bardzi ceikawych wykładów, spotkań, czy degustacji i te pozytywy opiszę w kolejnych wpisach.

      Usuń
  2. Piewcy Teiny będą zaglądać na kolejne wpisy. Bardzo mi się podoba ta analiza:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to zapraszam do śledzenia. Postaram się opisać wszystko, ale to trochę potrwa :)

      Usuń
  3. "zdjęcie z warsztatów dla dzieci"
    a ta Pani na zdjęciu to gdzie rękę trzyma?

    OdpowiedzUsuń