Gdy pakowałam się na Święto Herbaty to myślałam, że z tego wyjazdu powstanie tylko jeden wpis. Na szczęście okazało się być na tyle ciekawie, że będę pisać o tym wydarzeniu chyba przez najbliższy tydzień. A dzisiaj tak na razie wstępnie wrzucę kilka fot ze stoisk i innych atrakcji.
Na Święcie Herbaty można było się napić herbaty i nie tylko. |
Można tez było zjeść smaczne głównie wegetariańskie posiłki. |
Bez słodyczy się nie obędzie. |
Było też gdzie odpocząć i zrelaksować się. |
Żurawie origami prawie na każdym drzewie. |
Różowy jeleń, czemu nie. |
Stoisk nieherbacianych było wiele, np. z fletami indiańskimi. |
Albo z kolorowymi strojami i misami. |
Zajrzałam też na warsztaty dla dzieci z yerba mate w roli głównej. |
Koniec tego zwiedzania bez herbaty. Teraz kilka na prawdę herbacianych ciekawostek. Zacznę od ceramicznego zawrotu głowy, później będzie prażenie oolongów, trochę dalej koreański sposób parzenia herbaty, a na koniec wspomnienie Gongfu Cha prowadzonych na różne sposoby.
Tutaj kupiłam piękne Shiboridashi. Zgadnijcie, które to. |
Przy herbacie bariera językowa nie istnieje. |
Pan Michal Butor parzy na prawdę świetną herbatę. Choć jego stoisko przyciągało głównie miłośników oolongów, to wypiłam z jego rąk też herbatę zieloną i Pu-Erha.
Rozwój kultury herbaty w Azji - Robert Tomczyk |
Na szczęście wykład pana Roberta Tomczyka został przeniesiony na późniejszą godzinę i mogła wysłuchać choć części jego wypowiedzi. Poznałam go osobiście i piliśmy razem herbatę, ale nadal czuję respekt przed jego wiedzą i pozostanie dla mnie panem Robertem.
Nie mogłam ominąć też wystawy kaligrafii koreańskiej, ale zdjęć nie robiłam. |
Pokaz parzenia herbaty po koreańsku. |
O tym rozpisze bardziej w osobnym wpisie, a na razie powiem, że bardzo się ucieszyłam, gdy zmieniono trochę plan i parzenie odbyło się na trawie zamiast na scenie.
Gongfu Cha z Joanną Bożek (Liu Mulan) |
Ze wszystkich Gongfu Cha na Święcie Herbaty najmilej wspominam te z Joanną. O tym też napisze w osobnym wpisie.
Podwójne Gongfu Cha z Zielona i Czarna. |
Uczestnicząc w tym Gongfu Cha nie miałam możliwości napicia się herbaty, choć przyniosłam swoją czarkę. Z resztą co to za sztuka zaparzyć aromatyzowanego oolonga i dorobić do tego dziwną ideologię.
Przy tym pięknie zastawionym Chapanie nawet nie chciałam usiąść. |
Kolejni goście byli częstowani kolejnymi parzeniami tej samej herbaty. Co prawda była to Tie Guan Yin, ale parzący powinien uszanować gości i parzyć świeżą herbatę. Ciekawe jakby on się czuł, gdyby został zaproszony na herbatę, a napar został przygotowany z fusów z wizyty poprzednich gości.
Płachta, na której mógł się podpisać każdy uczestnik Święta Herbaty. |
A teraz jeszcze w telegraficznym skrócie, warsztaty i wykłady, w których brałam udział, ale nie zrobiłam tam żadnego zdjęcia.
W sobotę wpadłam na chwilę na Tea Brewers Cup. Wystarczyło mi, że zobaczyłam ogłoszenie wyników po pierwszej turze parzenia i ocenianie pierwszej pary finalistów. Panie parzyły dwie różne herbaty, ale to akurat im było wolno. Moją uwagę zwróciło zachowanie oceniających. Głośne siorbanie, mlaskanie i inne głośne dźwięki, to zrozumiałe. Machanie arkuszami oceny, też. Ale nie wiem, jak mieli ocenić smak i aromat herbaty wąchając i kosztując to jedną, to drugą. Jeśli miałaby oceniać dwie różne herbaty, to najpierw zajęłabym się gruntownie jedną a później drugą. Mieszając smaki i zapachy dwóch herbat nie ma szans na rzetelną ocenę. A poza tym, gdzie Ci panowie mają tytuł Tea Mastera? Po kilkunastu minutach mogę spokojnie stwierdzić, że takie "zawody" w parzeniu herbaty to tylko dla takich, który potrzebują świstka na swoje umiejętności. Ja się na pewno nie wybiorę, bo wiem, że dobrze parzę herbatę.
W niedzielę prawie z samego rana, bo o 10:00 byłam na wykładzie pani Dominiki Zagrodzkiej - Trucizna czy boski napój?. Nie wiem, czy dobrze zapamiętałam, ale z wykształcenia jest kulturoznawcą, a jej pasją jest kultura jedzenia. Na wykładzie przedstawiła kulturalną historię herbaty i skupiła się głównie na Polsce. Szkoda, że wykład był o tak wczesnej porze, bo może uczestniczyły, by w nim więcej osób.
Udało mi się też skosztować czarnych herbat parzonych przez pana Wojciecha Woźniaka na wykładzie: Odcienie herbat czarnych. Nadal twierdzę, że cejlońskie herbaty to nie mój smak, a uwielbiam wysokogórskie Darjeelingi i herbaty nepalskie.
To jeszcze nie koniec relacji z 7 Święta Herbaty w Cieszynie. W najbliższym czasie postaram się opisać stoiska herbaciane, Gongfu Cha a szczególnie jedną z herbat, którą zaparzyła Joanna Bożek i kilka innych atrakcji, które szczególnie zapadły mi w pamięć.
Fajna relacja. Nieczęsto można przeczytać krytykę święta. A szkoda, bo zawsze warto mieć też i to na względzie- nie ma wydarzeń idealnych i każdy znajdzie swoje ulubione i mniej ulubione elementy.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne części.
:)
Co prawda nie krytykowałam organizacji samego Święta Herbaty, bo ta pomimo kilku niedociągnięć i tak wypadła świetnie. Chodzi mi raczej o to jak ludzie na takiej imprezie traktują swoich gości. Nie widzę przyjemności w piciu naparu z niewiadomo-którego parzenia, czy aromatyzowanego oolonga zaparzonego w czajniczku yixing. A co do Tea Brewers Cup, to już napisałam, co o tym myślę. Poza takimi nieciekawymi elementami było całe mnóstwo bardzi ceikawych wykładów, spotkań, czy degustacji i te pozytywy opiszę w kolejnych wpisach.
UsuńPiewcy Teiny będą zaglądać na kolejne wpisy. Bardzo mi się podoba ta analiza:).
OdpowiedzUsuńO to zapraszam do śledzenia. Postaram się opisać wszystko, ale to trochę potrwa :)
Usuń"zdjęcie z warsztatów dla dzieci"
OdpowiedzUsuńa ta Pani na zdjęciu to gdzie rękę trzyma?
oj tam taki szczegół
UsuńDziękuje, miło mi!
OdpowiedzUsuń