27 czerwca 2015

Świeży Pu-Erh z Yunnanu - 7 lat szczęścia


Długo nie mogłam przekonać się do świeżych Pu-Erhów. Po zakupie sporego gniazdka z Chin dorosłam do nich w końcu. Herbata, którą dzisiaj opiszę została zebrana i sprasowana w 2008 roku, więc dzisiaj ma około 7 lat, a pochodzi z fabryki herbaty w samym sercu Yunnanu.


Moje gniazdko na początku ważyło 100g i było mocno zbite. Żeby zaparzyć takiego Pu-Erha, należy najpierw odłupać z niego trochę liści. Dalej mi to nie wychodzi tak jak powinno, bo przy oddzielaniu od bryły łamię ich bardzo dużo, ale i tak jest lepiej niż na samym początku. Za pierwszym razem zaparzyłam praktycznie sam pył, bo tak mocno pokruszyłam liści. Nic dziwnego, że mi to nie smakowało. Kolejnym razem zmieniłam nieco technikę oddzielania liści i poszło znacznie lepiej. Do dzisiejszego parzenia już oddzieliłam większość niepołamanych listków, więc jestem z siebie zadowolona, ale i tak do perfekcji jeszcze mi daleko. Na szczęście mam to gniazdko treningowe.

Jakoś sobie radzę z rozwarstwianiem liści, ale to jeszcze nie ideał.

Wydzieliłam sobie 8 gram liści, a parzyć będę w czajniczku o pojemności około 400ml. Przed właściwym parzeniem obudzę liście, może nawet dwukrotnie, ale będą to tylko szybkie przepłukania a nie długie parzenia. Według daty na papierowym opakowaniu, gniazdko ma około 7 lat, więc tyle czasu liście zbierały na sobie różne drobinki, z których chcę je opłukać. Tym samym przygotuję je na dłuższy kontakt z wodą.

Pierwsze parzenie.

Zanim o parzeniu, to jeszcze słowo o herbacie. Już wiecie, że to zielony Pu-Erh i ma 7 lat. W gnieździe liście nie są mocno aromatyczne, ale po wrzuceniu do wyparzonego czajniczka czuć ich mocną słodycz. Listki są dosyć kolorowe, ale raczej ciemne. Widać, że susz składa się zarówno z młodych pąków oraz z dojrzałych liści. Są ciemne brązy, przytłumione zielenie i srebrzyste pąki. No i ten zapach prosto z samego serca Yunnanu. Po kolejnych budzeniach wyłania się lekki roślinny zapach, ale słodycz pozostaje.

Drugie parzenie.

Obudzone liście za pierwszym razem parzyłam około 30 sekund, później czas stopniowo wydłużałam. A ile razy parzyłam to już sama nie wiem. Smak dobrze zaparzonego świeżego Pu-Erha wciąga i chce się go więcej i więcej. Na pewno parzeń było więcej niż pięć lub sześć.

Trzecie parzenie.

Od pierwszego parzenia napar jest klarowny. Kolorystycznie jest gdzieś pomiędzy złotem a pomarańczem. Kolejne parzenia nie różnią się szczególnie między sobą. No może poza tym, że napar z drugiego parzenia jest najbardziej wyrazisty. Zapach tak jak kolor prawie się nie zmienia. Jest słodki, roślinny i hipnotyzujący. Na początku skojarzył mi się z zielonymi herbatami z Yunnanu, ale ma w sobie coś jeszcze. To chyba właśnie te 7 lat leżakowania.

Tyle jeszcze zostało ze 100g gniazdka.

Zanim o smaku to jeszcze słowo o odczuciach w ustach. Zwykle herbaty zielone są nieco wodniste i nie dają pełności w ustach. Tu jest zupełnie inaczej. Napar jest gęsty, chciałoby się powiedzieć oleisty. To pewnie efekt smaku umami, którego jest bardzo dużo w tej herbacie. Poza rosołowatością, czyli umami mamy też słodycz. Jest dosyć podobna do tej wyczuwalnej w zapachu.

Nie mam pojęcia co znaczą te napisy,
ale mam nadzieję, że to nie "zupa rybna z miodem".

Ktoś mi kiedyś zarzucił, że ja o wszystkich herbatach mówię, że są słodkie. O tej herbacie na początku tak nie powiedziałam i przyznaję się do tego. Z drugiej strony wiem, że wtedy nie umiałam sobie z nią poradzić i dlatego mi nie smakowała, ale teraz już jest lepiej. Zatem ta herbata jest słodka. Z resztą, gdy czytałam o Pu-Erhach, chcąc zrozumieć, co ja tej herbacie robię złego, że się odwdzięcza gorzkim naparem znalazłam artykuł, którego tytułu nie pamiętam. Głównym przesłaniem było właśnie to, że dobrze potraktowany świeży Pu-Erh jest słodyczą samą w sobie. W końcu to zrozumiałam i pokochałam ten rodzaj herbaty.

2 komentarze:

  1. "Głównym przesłaniem było właśnie to, że dobrze potraktowany świeży Pu-Erh jest słodyczą samą w sobie. W końcu to zrozumiałam i pokochałam ten rodzaj herbaty."
    Możesz podzielić się parametrami parzenia? To znaczy temperaturą wody, o długości parzenia już napisałaś. Mam też 7 letniego pu erha z yunnanu i właśnie często wychodzi mi z niego gorycz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jakoś mi to umknęło i nie napisałam. Cały czas używałam prawie wrzącej wody czyli około 95 stopni. Kiedyś próbowałam traktować świeże Pu-Erhy wodą o niższej temperaturze, czyli jak herbaty zielone, ale ich smak mi nie odpowiadał. Z resztą polecam samodzielne eksperymentowanie, bo w ten sposób doszłam do tego co opisałam. Kiedyś parzyłam za długo, więc skróciłam czas i zrobiłam dodatkowe drugie płukanie. Próbowałam różnych temperatur i też różnie mi to wychodziło. Zmieniłam też proporcje suszu i w końcu po wielu próbach doszłam do tego jak zaparzyć tą herbatę, żeby mi smakowała. To z resztą widać na pokiereszowanym gniazdku :)

      Usuń