31 maja 2015

Młodzi herbaciarze, czyli przygoda z ziołami


Lubimy czasem zabierać dzieci rodzeństwa męża i wyciągać je w plener na popołudniowe wycieczki. Tym razem padło na ognisko nad rzeką i niespodziankową herbatkę. Wciągnąć młodocianych herbaciarzy do zabawy nie było trudno, a to, co powstało posmakowało wszystkim.


Nela pilnuje ognia, a Gabryś przymierza się do żółtych kwiatów.

Z domu wzięliśmy tylko jedzenie na ognisko dla dzieci, bo sami byliśmy po obiedzie. Do tego czerwony czajnik i wodę, a składniki na herbatkę zbieraliśmy po drodze. Wybierałam tylko to, czego jestem pewna, a to, czego nie znam, albo wyglądało podejrzanie zostawialiśmy w spokoju. Do rzeki był ładny kawałek spacerem, ale podczas zrywania zielska dzieci nawet nie zauważyły, jak byliśmy już na miejscu. Fajny sposób na marudzenie, że daleko i nogi bolą?

Nasze zbiory.

Nazbieraliśmy kilka ostatnich kwiatów mniszka lekarskiego, trochę niebieskich i różowych niezapominajek. Znalazł się też ledwo rozkwitły tasznik. Z drzew po drodze zerwaliśmy po małej gałązce rozkwitającego głodu i młodych listków brzozy. A na dokładkę znalazł się jeszcze pęd sosny. To tego mieliśmy młode listki krwawnika i pokrzywy. Tutaj brawo dla dzielnego Kuby za zerwanie podstępnej pokrzywy. Nad rzeką znaleźliśmy jeszcze młodą miętę rzeczną. Dzieci rozochocone zabawą chciały zrywać konwalie i jakieś żółte kwiaty polne, ale na to już nie dostały zgody. No cóż, nie wszystko nadaje się do jedzenia i picia, a szkoda ryzykować zdrowia dla chwilowej przyjemności.

Ogień to domena Kuby.

Nad rzeką chłopcy zajęli się zbieraniem drewna i przygotowaniem ogniska. Z Nelą zabrałyśmy się za przygotowywanie herbatki. Poobrywałyśmy kwiaty z łodyżek i porozrywałyśmy listki, a potem całość zalałam zimną wodą i wstawiłam do ogniska. W międzyczasie dzieci puszczały kaczki i malowały kamienie. Gdy kiełbaski już doszły, to herbatka też się zagotowała. Po szybkim posiłku picie smakowało, jak nigdy i kubeczki szybko opustoszały. Nasz odwar był raczej słodkawy i lekko miętowy. Nie było w nim nieprzyjemnej goryczki i też nikt nie domagał się cukru. Jednak dzieciom może posmakować coś, czego się nie słodzi.

Zioła w wodzie, teraz do ogniska i czekamy.

Najlepsza recenzja naszej "szalonej" herbatki z ust Neli: "Ciocia, ja muszę coś takiego zrobić w domu, bo pyszna jest ta herbata." Chyba więcej mówić nie trzeba.

Gotowe, teraz tylko nalać do kubków.

Po wszystkim trzeba posprzątać i zagasić ognisko. W tym też pomagały dzieci, a najbardziej niepokorny zwykle Gabryś. Nabrał wody z rzeki i zalał dokładnie żarzące się pozostałości po ognisku. W drodze powrotnej rozmawialiśmy o roślinach, dlaczego jedne zrywaliśmy, a inne nie. W taki prosty sposób można spędzić czas na świeżym powietrzu i nauczyć czegoś ciekawego.

Tak niewiele, a tyle radości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz