21 kwietnia 2015

[Z marketu]: Pu-Erh w kostkach - Haichao


Herbat marketowych ciąg dalszy. Co prawda, tej konkretnej herbaty nie widziałam w żadnym markecie. Za to kupiłam ją w zwykłym sklepiku zielarskim, a czytałam na forach, że można kupić też w zwykłych spożywczych. No ogólnie, to zaliczam ją do herbat marketowych. Chodzi o prasowanego Pu-Erha marki Haichao.

Prasowane Pu-Erhy uważam ogólnie za lepsze od tych sypkich. Tutaj jest podobnie, bo te małe kostki pakowane w Chinach nie mogą równać się z marketowymi Pu-Erhami w wersji sypkiej czy saszetkowej. Nie mówię tu o herbatach ze sklepów specjalistycznych, ale tego nie muszę chyba tłumaczyć. W prostokątnym opakowaniu z okienkiem jest około 40 kostek pakowanych każda z osobna. Ostatnio usłyszałam od koleżanki, która pija wyłącznie czarne herbaty ekspresowe, że to jest "inny wymiar saszetki". Powiedziała to po wypiciu dwóch oolongów pakowanych w saszetki, jednym z nich był Da Hong Pao.

Chińskie pismo i znak SQ.


Wracając do tego Pu-Erha Haichao, to po rozpakowaniu saszetki mamy dosyć równą, kwadratową kostkę. Teraz jeszcze trudno określić, czy liście są całe czy w fragmentach, ale na pewno są mocno fermentowane. Z kolorów kostki można wnioskować, że znajdują się tu młode pąki, ale też starsze liście. O zapachu trudno coś teraz powiedzieć, bo liście są bardzo mocno sprasowane.


Kostka przed i po budzeniu.



Przed parzeniem będę jeszcze budzić herbatę. Po przepłukaniu kostki wrzątkiem poczułam jej prawdziwy zapach. Jest ciepły, raczej ziemisty, nie czuję tu ostrego aromatu typowego dla młodych Pu-Erhów. Po kontakcie z wodą herbata szybko zaczęła pęcznieć i po chwili zwiększyła swoja objętość dwukrotnie. Zapach jest typowy, ale bardziej przypomina stary spróchniały dom. Widać, że liście mają różne odcienie, ale utrzymują się w tonach brązowych i czarnych. Pierwsze parzenia powinny być dosyć mocne, ale zobaczymy ile wytrzyma taki Pu-Erh.







Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty i dało bardzo mocny napar. To jeszcze nie czerń, ale bardzo głęboki brąz, taki brunatny. Zapachem przypomina mi ziemię wysuszoną letnim słońcem. Jest też nuta, która kojarzy mi się z mokrym kamieniem nad rzeką. Smak jest mocny i mineralny, ale przyjemny. Trochę mi to przypomina mało-słodkie kruche ciasteczka. W posmaku czuję coś podobnego do mokrej kory drzewa po letnim deszczu. Ta herbata zdecydowanie smakuje latem i leśnymi wędrówkami.


Liście nie rozwarstwiły się jeszcze, więc skrócę czas parzenia do około 30 sekund. Zanim o naparze to jeszcze słowo o liściach. Po drugim parzeniu rozdzieliły się całkowicie i uwolniły ciekawy drzewny zapach. Teraz mi to przypomina las liściasty podczas deszczu. Przy tak krótkim parzeniu napar jest mocniejszy niż za pierwszym razem, ciemne brązy wpadające prawie w czerń, a do tego jest całkowicie nieprzejrzysty. Takiego Pu-Erha lubię, ma być czarny. Zapach się delikatnie zmienił, teraz przypomina bardziej mokre liście i ściółkę leśną. W smaku też jest inaczej. Wybijają się ciasteczka, a raczej ścięte białko jaja, nie ma uczucia słoności. No ciekawie, takie Pu-Erhowe umami, chyba, bo pierwszy raz taki opisuję. W posmaku pozostaje trochę minerałów, ale bardziej przypominają wilgotną piwnicę niż mokry kamień.


Trzecie parzenie, podobnie jak pierwsze trwało około 1 minuty. Napar jest trochę delikatniejszy od poprzedniego, ale nadal mocny. Za to zapach nadal jest przyjemny i leśny. Natomiast smak się trochę zmienił. Teraz jest bardziej drzewny i delikatny, wyczuwam też interesującą słodycz. Ciekawe, ale zaparzę jeszcze po raz czwarty, ale już 2 minuty. Kolor i zapach naparu prawie się nie zmieniły, ale w smaku dalej coś się dzieje. Teraz bardziej czuję mokre drewno, właściwie to bardziej las po ciepłym letnim deszczu. Piąte parzenie pomimo 3 minut nie dało szczególnych efektów. Napar jest czerwony i blady, zapach prawie niewyczuwalny, a smak równie delikatny.



Czas na podsumowanie. Zabiorę tę herbatę pod namiot. Pasuje do leśno łąkowego klimatu, a przy ognisku też powinna dobrze smakować. Poza tym, jak na Pu-Erha dostępnego w markecie, to jest na prawdę dobry. W końcu wytrzymał dzielnie aż 4 parzenia, a tego sie po nim nie spodziewałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz