Kto by pomyślał, że Pu-Erh ze skórką mandarynki może tak smakować. |
Jakiś czas temu opisywałam prasowane Pu-Erhy z dodatkami. Teraz przyszedł czas na coś bardziej ambitnego, czyli Pu-Erh w suszonej mandarynce. Takie cuda robią w Chinach, widziałam jeszcze wersję w grejpfrucie lub pomarańczy, ale mandarynka bardziej mnie do siebie przekonała.
Patrząc na tą mandarynkę spodziewałam się jakiejś wersji prasowanych liści, ale w środku znalazłam luźny susz. Herbata jest bardzo ciemna, ale z lekkimi brązowymi odcieniami i złotymi tipsami. Dla wyjaśnienia, tipsy to najmłodsze listki na krzewie herbacianym lub drzewie Pu-Erhowym. Susz pachnie słodko, jak prawdziwy Pu-Erh z Yunnanu, ale też z delikatną nutą mandarynki. Może to autosugestia, ale rzeczywiście czuję ten owoc.
Trochę Pu-Erha i trochę mandarynki. |
Z tego, co wiem, to taką herbatę parzy się wraz z kawałami mandarynki. Po nasypaniu odpowiedniej ilości liści do nagrzanego naczynia odłamujemy po kawałeczku z suszonej skórki i taką mieszankę parzymy. Oczywiście można potraktować mandarynkę jak zwykłe opakowanie, które się wyrzuca po skończeniu zawartości. Tylko, jaki sens miałoby wtedy pakowanie Pu-Erha do suszonego owocu, zamiast w zwykłą torebeczkę?
Cha Bei nagrzany, a herbata z mandarynką już w środku. Zapach jest na prawdę ciekawy, czuć Pu-Erha, ale mandarynka też daje o sobie znać. Nie będę budzić tej herbaty, bo szkoda mi wypłukiwać tego słodkiego smaku cytrusa. Parzyć będę wrzątkiem, ale dłużej niż zwykle. Pu-Erh nie zgorzknieje, a chcę, żeby skórka też się zaparzyła.
Pierwsze parzenie trochę jasne, ale smakuje wyśmienicie. |
Po 2 minutach pierwszego parzenia uzyskałam bardzo ładny pomarańczowy napar. Jest on jaśniejszy niż w przypadku klasycznego Pu-Erha, ale to przez dodatek skórki mandarynki. Cytrusy maja to do siebie, że dodanie ich do naparu herbacianego rozjaśniają jego kolor. Możecie to zauważyć choćby dodając cytrynę do zwykłej czarnej herbaty. W zapachu czuć zarówno Pu-Erh jak i mandarynkę. Jak dla mnie jest to idealne połączenie, ciężki Pu-Erh i lekka słodycz suszonego owocu. W smaku jest bardzo podobnie i mam nadzieję, że tak zostanie w kolejnych parzeniach.
Drugie parzenie niewiele ciemniejsze, ale jest moc. |
W drugim parzeniu nie wydłużam czasu, bo liście dopiero zaczynają się rozwijać. Parząc dłużej i tak nie uzyskam mocniejszego koloru, więc pozostaję przy 2 minutach. Napar wydaje się być nieco mocniejszy, ale to jedynie przez otwarcie liści po pierwszym parzeniu. Nadal jest jaśniejszy niż, taki z klasycznego Pu-Erha. W zapachu bardziej czuć herbatę niż owoc, ale to dobry znak. Liście oddały do naparu więcej niż za pierwszym razem, więc mandarynka miała nieco utrudnione zadanie. Tym razem w smaku dominuje Pu-Erh, a owoc przeszedł do posmaków.
Trzecie parzenie i nadal mocny napar, o ile to można nazwać mocnym w porównaniu do innych Pu-Erhów. |
Trzecie parzenie już wydłużyłam do około 3 minut. Kolorem przypomina drugie parzenie, taki czerwonawy odcień. W zapachu dominuje mandarynka, ale Pu-Erha też da się poczuć. Za to w smaku tak jak poprzednio przeważa herbata, a mandarynka pozostała w posmakach. Takie efekty są też w kolejnych parzeniach, nawet do piątego. Jedynie napar jest coraz jaśniejszy z kolejnymi zalaniami.
Lubię Pu-Erhy, ale trudno trafić na dobrej jakości susz. Tym razem mi się udało, no i do tego ciekawa forma. Pewnie się zastanawiacie, czy można samemu w domu przygotować tak Pu-Erha. Osobiście nie próbowałam, ale podejrzewam, że da się to osiągnąć. Trzeba tylko znaleźć sposób na całkowite wysuszenie wydrążonej skórki mandarynki. Jeśli się uda, to można spokojnie do niej wpakować swojego klasycznego Pu-Erha w wersji sypkiej. Jeśli skórka będzie wilgotna, to lepiej nie kombinować ze herbatą, bo potem może się okazać szkodliwa dla zdrowia. Oczywiście, Pu-Erhy są długo leżakowane w wilgotnych jaskiniach, ale nie w klimacie Polskim.
Już dawno chciałem wypróbować tego pu-erha. Nawet zastanawiałem się, jaki efekt dało by napchanie listków pu-erha do mandarynki i zapieczenie tego w piekarniku :) Z pewnością cytrus oddał by część swojego smaku, ale czy było by to do wypicia? -nie mam pojęcia, muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńEfekt jest ciekawy, ale nie eksperymentowałabym z zapiekaniem wilgotnej skórki z herbatą w środku. Liście herbaciane są niesamowicie higroskopijne, więc po wyjęciu z piekarnika taką herbatę trzeba zużyć praktycznie od razu i nie nadaje się do dłuższego przechowywania. Raczej polecałabym wysuszenie w piekarniku samej skórki a później dopiero włożenie do niej herbaty. Liście i tak przejdą aromatem owocu, a w takiej formie będzie można zostawić część herbaty na później.
UsuńDokładnie myślałem, aby użyć ilości "na raz" :)
UsuńAle ten sposób z pewnością także wypróbuję :)
Super :) to daj znać jak wyszło :)
UsuńBardzo lubię herbatę Pu-Erh :)
OdpowiedzUsuńIm bardziej ziemisty tym i bardziej smakuje
Usuń