Zielona herbata, którą można zalać wrzątkiem. |
Z paczki z Pu-Erhami, które przyszły do mnie z Chin zostały jeszcze dwa rodzaje do opisania, więc tym się teraz zajmę. Był już zielony Pu-Erh z pachnącym ryżem, więc teraz pora na klasyk. Ten typ herbaty jest bardzo ciekawy w parzeniu, ale trzeba do nich trochę cierpliwości.
Zielony Pu-Erh to właściwie początkowy etap produkcji znanej nam czerwonej herbaty. Jeśli liście są dobrze przygotowane to takiego młodego Pu-Erha można w odpowiednich warunkach wyleżakować do dojrzałej czarnej postaci. Jednak w naszym polskim klimacie nie uda się tego dokonać, bo najczęściej liście do nas trafiające są dokładnie wysuszone, a przez to nie mogą fermentować. Poza tym w fermentacji biorą udział różne mikroorganizmy, które potrzebują odpowiednich warunków klimatycznych i są wrażliwe na zmiany, a dodatkowe towarzystwo nie jest wskazane w tym procesie. Można próbować wyleżakować zielonego Pu-Erha do postaci czerwonej herbaty, ale ja bym tego nie piła, bo nie wiem, co z tego wyjdzie w tym wydaniu. No, ale jak już mam tego zielonego Pu-Erha to go zaparzę, a nie będę czekać aż dojrzeje.
Małe gniazdko, a wystarczy na 500ml wody. |
Będę go parzyć świeżym wrzątkiem, co prawda jest to jeszcze zielona herbata, ale w tym przypadku nie będzie to przestępstwem. Do produkcji Pu-Erhów najczęściej używa się grubych i mięsistych liści, a takie są bardziej odporne na parzenie wysokimi temperaturami. Po rozpakowaniu kostka prezentuje się całkiem sympatyczne. Liście, co prawda są w większości mocno rozdrobnione, ale zachowały jeszcze zielony kolor i nie widać śladów fermentacji. Zapach jest miły i roślinny. Zwykle Pu-Erh kojarzy się z niezbyt przyjemnym aromatem gleby czy nawozu, ale tutaj mam jego zieloną wersję. Gniazdko jest dosyć mocno zbite, więc będę je budzić, nawet dwukrotnie.
Napar i liście po pierwszym parzeniu. |
Po drugim budzeniu gniazdo rozwarstwiło się i można teraz przystąpić do pierwszego właściwego parzenia. Trwało ono około 1 minuty i dało lekko pomarańczowy, trochę bursztynowy napar. Wydaje się być ciemny jak na zieloną herbatę, ale pamiętajmy, że to Pu-Erh. W zapachu jest na prawdę ciekawie. Kojarzy mi się on ze świeżo skoszoną pierwszą trawą na wiosnę, takie pozytywne wspomnienie. Za to w smaku jest trochę inaczej, ale nadal roślinnie. Czuję lekką słodycz, ale z przewagą umami, trochę mi to przypomina herbaty japońskie. Pomimo parzenia wrzątkiem nie czuję tutaj ani goryczy, ani cierpkości, to jest właśnie magia zielonych Pu-Erhów. Ważne tylko, żeby je dobrze obudzić i nie parzyć za długo.
Po drugim parzeniu liście całkowicie się rozdzieliły. |
W czajniczku została jeszcze niezaparzona cześć gniazdka, więc nie wydłużam czasu parzenia i też będzie ono trwało około 1 minuty. Napar wydaje się być nieco bardziej pomarańczowy, ale pachnie nadal przyjemnie i roślinnie. Teraz trochę jakby bardziej zieloną gałązką niż trawą, ale są to zapachy dosyć podobne. W smaku nie ma większych zmian, jest słodycz i umami, bez goryczy i cierpkości. Podoba mi się taka stałość w przypadku tej herbaty, bo to znak, że jest dobrze zaparzona.
Trzecie parzenie to już tylko wyciśnięcie herbaty. |
Gniazdo rozpadło się już całkowicie, więc zaparzę herbatę jeszcze raz. Tym razem też nie wydłużę czasu parzenia i pozostanę przy tej 1 minucie. Napar jest zdecydowanie jaśniejszy, bardziej żółtawy niż pomarańczowy. Zapachem nie różni się bardzo od poprzedniego parzenia. Za to w smaku zaszła delikatna zmiana. Jest słodszy, a umami nie jest tak wyraźnie wyczuwalne jak poprzednio.
Zielone Pu-Erhy są jeszcze mało znane w Polsce, a właściwie to nie są wyróżniane wśród zielonych herbat, a zasługują na przynajmniej chwilę uwagi i zainteresowania. Najłatwiej je rozpoznać po tym, że są sprasowane w różne formy, czasem zdarzają się w wersji sypanej. To chyba jedyne jasne herbaty, które dobrze parzą się wrzątkiem, ale gdy zaparzymy je za długo to zemszczą się w niesamowity sposób. Smak przeparzonego zielonego Pu-Erha jest jak dla mnie nie do przejścia. Za to, gdy dopilnuję się czasu to odwdzięcza się czymś, czego nie doświadczymy w przypadku żadnej innej herbaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz