7 stycznia 2015

Zielony Pu-Erh z jaśminem - ostatnia herbata z paczki z Chin

Zielony Pu-Erh z kwiatem jaśminu

Na sam koniec opisywania Pu-Erhów, które przyszły do mnie z Chin zostawiłam coś bardzo smacznego. Niefermentowany, zielony Pu-Erh z kwiatem jaśminu. Tym razem nie będzie to opisywanie smaku samej herbaty, bo można wyczuć też piękny aromat kwiatu, który został do niej dodany.


Małe gniazdko, ale wystarczy
na około 400 - 500ml naparu.
Herbata jest sprasowana w niewielkie gniazdko i zapakowana w papierek. Po rozpakowaniu można zobaczyć, że liście są zielone i nie ma śladów fermentacji. Widać też jasne kwiaty jaśminu, ale na razie herbata pachnie tylko swoim klasycznym zapachem, bez dodatkowych aromatów. Przed właściwym parzeniem obudzę herbatę i zrobię to nawet dwa razy. Tak, jak w przypadku klasycznego zielonego Pu-Erha, do parzenia użyje wrzątku, który właśnie się zagotował. Będę parzyć w czajniczku do herbat japońskich, bo jest on wystarczająco duży, a jego sitko odpowiednio gęste. Już po pierwszym płukaniu herbata uwolniła swój jaśminowy aromat, ale nie pachnie bardzo intensywnie, tak w sam raz. Oczywiście poza samym jaśminem czuć też zapach klasycznego zielonego Pu-Erha.

Napar i liście po pierwszym parzeniu.
Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty i dało napar lekko bursztynowy wpadający w pomarańczowy. W zapachu czuć zdecydowanie jaśmin, ale nie jest on dominujący jak w większości herbat aromatyzowanych tym kwiatem. Na równi z jaśminem pachnie też zielony Pu-Erh. W smaku te dwa składniki są dobrze zrównoważone. W porównaniu do większości herbat zielonych aromatyzowanych kwiatem jaśminu, gdzie w smaku jest jaśmin z dodatkiem jaśminu, to tutaj na prawdę można posmakować herbatę. Jeszcze tylko rzut okiem do czajniczka. Pomiędzy zielonymi liśćmi widać prawie całe kwiaty. Jest też nierozwarstwiona część gniazda, więc parzymy dalej.

Napar i liście po drugim parzeniu.
Drugie parzenie trwało tez około 1 minuty. Napar bardzo przypomina ten z pierwszego parzenia, no może jest odrobinę ciemniejszy. W zapachu jaśmin jest trochę delikatniejszy, ale nadal wyczuwalny i przyjemny. Zaczyna dominować zielony Pu-Erh. Za to w smaku jest odwrotnie. Najpierw przeważający aromat w.w. kwiatu, a później herbata. Ciekawa zmiana, ale jaśmin też nie zabija całkowicie smaku herbaty, więc jest dobrze. Gniazdo rozwarstwiło się całkowicie, a pomiędzy liśćmi są całe kwiaty.

Napar i liście po trzecim parzeniu.
Trzecie parzenie trwało również 1 minutę. Napar jest już jaśniejszy niż poprzednio i przeszedł w odcienie bardziej żółte niż pomarańczowe. Aromat naparu został zdominowany przez herbatę, ale można też wyczuć bardzo delikatny zapach jaśminu. Za to w smaku jest podobnie jak w drugim parzeniu, bardziej jaśminowo niż Pu-Erhowo. Napar nie był intensywny, ale postanowiłam zaparzyć jeszcze raz te same liście. Tym razem czas wydłużyłam do 2 minut. Napar kolorem przypominał ten z trzeciego parzenia. W zapachu już nie czuć kwiatów, a jedynie zielonego Pu-Erha. Natomiast w smaku jest jeszcze delikatny jaśmin.

Napar z czwartego parzenia.
Podsumowując, jest to chyba najciekawszy zielony Pu-Erh, jakiego piłam. Nie wiem, co by powstało z połączenia czerwonej herbaty z jaśminem, ale chyba nic dobrego, bo takiej mieszanki nie znalazłam. Jeszcze słowo do osób, które dziwią się, że parzę w czajniczku do herbat japońskich (kyusu). Na razie nie mam innego na tyle dużego czajniczka, który jednocześnie miałby w sobie takie gęste sitko, więc wybaczcie ten błąd w sztuce parzenia herbaty.



Liście po czwartym parzeniu. Zrobiło się ich trochę, ale najważniejsze są tutaj kwiaty jaśminu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz