|
Zielony Pu-Erh z kwiatem jaśminu |
Na sam koniec opisywania Pu-Erhów, które przyszły do mnie z Chin zostawiłam coś bardzo smacznego. Niefermentowany, zielony Pu-Erh z kwiatem jaśminu. Tym razem nie będzie to opisywanie smaku samej herbaty, bo można wyczuć też piękny aromat kwiatu, który został do niej dodany.
|
Małe gniazdko, ale wystarczy
na około 400 - 500ml naparu. |
Herbata jest sprasowana w niewielkie gniazdko i zapakowana w papierek. Po rozpakowaniu można zobaczyć, że liście są zielone i nie ma śladów fermentacji. Widać też jasne kwiaty jaśminu, ale na razie herbata pachnie tylko swoim klasycznym zapachem, bez dodatkowych aromatów. Przed właściwym parzeniem obudzę herbatę i zrobię to nawet dwa razy. Tak, jak w przypadku klasycznego zielonego Pu-Erha, do parzenia użyje wrzątku, który właśnie się zagotował. Będę parzyć w czajniczku do herbat japońskich, bo jest on wystarczająco duży, a jego sitko odpowiednio gęste. Już po pierwszym płukaniu herbata uwolniła swój jaśminowy aromat, ale nie pachnie bardzo intensywnie, tak w sam raz. Oczywiście poza samym jaśminem czuć też zapach klasycznego zielonego Pu-Erha.
|
Napar i liście po pierwszym parzeniu. |
Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty i dało napar lekko bursztynowy wpadający w pomarańczowy. W zapachu czuć zdecydowanie jaśmin, ale nie jest on dominujący jak w większości herbat aromatyzowanych tym kwiatem. Na równi z jaśminem pachnie też zielony Pu-Erh. W smaku te dwa składniki są dobrze zrównoważone. W porównaniu do większości herbat zielonych aromatyzowanych kwiatem jaśminu, gdzie w smaku jest jaśmin z dodatkiem jaśminu, to tutaj na prawdę można posmakować herbatę. Jeszcze tylko rzut okiem do czajniczka. Pomiędzy zielonymi liśćmi widać prawie całe kwiaty. Jest też nierozwarstwiona część gniazda, więc parzymy dalej.
|
Napar i liście po drugim parzeniu. |
Drugie parzenie trwało tez około 1 minuty. Napar bardzo przypomina ten z pierwszego parzenia, no może jest odrobinę ciemniejszy. W zapachu jaśmin jest trochę delikatniejszy, ale nadal wyczuwalny i przyjemny. Zaczyna dominować zielony Pu-Erh. Za to w smaku jest odwrotnie. Najpierw przeważający aromat w.w. kwiatu, a później herbata. Ciekawa zmiana, ale jaśmin też nie zabija całkowicie smaku herbaty, więc jest dobrze. Gniazdo rozwarstwiło się całkowicie, a pomiędzy liśćmi są całe kwiaty.
|
Napar i liście po trzecim parzeniu. |
Trzecie parzenie trwało również 1 minutę. Napar jest już jaśniejszy niż poprzednio i przeszedł w odcienie bardziej żółte niż pomarańczowe. Aromat naparu został zdominowany przez herbatę, ale można też wyczuć bardzo delikatny zapach jaśminu. Za to w smaku jest podobnie jak w drugim parzeniu, bardziej jaśminowo niż Pu-Erhowo. Napar nie był intensywny, ale postanowiłam zaparzyć jeszcze raz te same liście. Tym razem czas wydłużyłam do 2 minut. Napar kolorem przypominał ten z trzeciego parzenia. W zapachu już nie czuć kwiatów, a jedynie zielonego Pu-Erha. Natomiast w smaku jest jeszcze delikatny jaśmin.
|
Napar z czwartego parzenia. |
Podsumowując, jest to chyba najciekawszy zielony Pu-Erh, jakiego piłam. Nie wiem, co by powstało z połączenia czerwonej herbaty z jaśminem, ale chyba nic dobrego, bo takiej mieszanki nie znalazłam. Jeszcze słowo do osób, które dziwią się, że parzę w czajniczku do herbat japońskich (kyusu). Na razie nie mam innego na tyle dużego czajniczka, który jednocześnie miałby w sobie takie gęste sitko, więc wybaczcie ten błąd w sztuce parzenia herbaty.
|
Liście po czwartym parzeniu. Zrobiło się ich trochę, ale najważniejsze są tutaj kwiaty jaśminu. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz