4 stycznia 2015

Chińska zielona herbata, o której nic nie wiem

Zielona herbata, którą dostałam od kolegi.

Zielonych herbat ciąg dalszy. Tym razem coś ciekawego z Chin. Problem w tym, że dostałam to w nieopisanej paczuszce, więc ten wpis będzie na prawdę ciekawy, bo poza tym, że jest to chińska zielona herbata to nic o niej nie wiem.

Zacznijmy od liści. Mają mocno zielony kolor, ale nie widzę innych odcieni poza zielenią. Świadczy to o tym, że w skład suszu wchodzą wyłącznie w pełni rozwinięte liście, bez pączków herbacianych. Pachną słodko, roślinnie, może trochę śmietankowo. Nie wyczuwam tutaj mocnego wędzenia, ale na pewno było krótkie prażenie. Z pewnością nie jest to herbata w stylu japońskim, bo nie wyczuwam intensywnego umami. Po wrzuceniu do ogrzanego czajniczka liście pachną bardziej intensywnie, ale nadal słodko i roślinnie. Do parzenia użyję wody o temperaturze około 75 st.C. Nie będę budzić herbaty, bo liście wyglądają na bardzo delikatne i nie są mocno zwinięte.

Aparat nie uchwyci tego koloru, ale przynajmniej jest on zbliżony do prawdziwego.

Pierwsze parzenie trwało około 2 minut. Napar ma ładny zielony kolor, dosyć intensywny jak dla zielonej herbaty z Chin. W zapachu jest bardzo delikatna, kojarzy mi się z młodymi zielonymi listkami rozwijającymi się na wiosnę. Smak również jest subtelny, ale to nie to samo, co zapach. Też kojarzy mi się z wiosną, ale to już późniejszy czas, gdy kwiaty zaczynają rozkwitać i czuć taką delikatną słodycz w powietrzu. Taką właśnie słodycz czuję w smaku naparu z pierwszego parzenia. Ważnie, że nie ma tutaj intensywnego wędzenia i mocnego prażenia. Takie delikatne smaki i zapachy można poczuć, gdy herbata przechodzi jedynie krótkie prażenie, mające na celu jedynie zatrzymanie procesu oksydacji.


Liście nie rozwinęły się jeszcze całkowicie, więc zaparzę je jeszcze raz. Tym razem czas wydłużę do około 2,5 minuty. Napar wydaje się być mocniejszy, niż poprzednio, ale pozostaje ten piękny zielony odcień. W zapachu nie wyczuwam szczególnych zmian. Nadal jest wiosenny i zielony. Za to w smaku jest więcej słodyczy. Pomimo, że ta herbata składa się z samych liści, bez pączków, to jest wyśmienita. Z każdym łykiem, mam ochotę na kolejny. Szkoda tylko, że nie wiem jak się ona nazywa i skąd pochodzi. Może ktoś mi pomoże rozszyfrować tę zagadkę?


Liście wyglądają jakby chciały być jeszcze raz zaparzone, a ja im tego nie odmówię. Czas parzenia wydłużę do około 3 minut. Napar jest nadal zielony i na pewno nie przypomina słomkowo-żółtych naparów z mocno prażonych chińskich herbat. Zapach jest nieco delikatniejszy niż w dwóch poprzednich parzeniach, ale wyczuwalna jest wiosna i młode listki. Smak dalej jest słodkawy i też nie wyczuwam goryczki czy cierpkości. Liście są bardziej rozwinięte niż poprzednio, ale nadają się jeszcze do czwartego parzenia.


Czas parzenia wydłużę jeszcze bardziej i będzie ono trwało około 4 minuty. Po takim czasie liście powinny się już całkowicie rozwinąć. Napar nie jest już tak mocny jak poprzednio. W zapachu też czuć już niewiele, ale jest nadal przyjemny. Smak jest o wiele delikatniejszy niż wcześniej, ale nadal bez cierpkości i goryczy. Liście nie wyglądają na całkowicie rozwinięte, ale nie będę już parzyć tej herbaty, bo więcej z niej nie wycisnę.

Niezbyt rozwinięty listek po trzecim parzeniu.

Podsumowując, jest to bardzo ciekawa chińska zielona herbata, której nazwy nie znam. Jeśli tylko spotkam gdzieś podobny susz to nie zawaham się go kupić. Oczywiście może się zdarzyć, że już nigdy nie spotkam takiej herbaty, bo zbiory z tej samej plantacji różnią się między sobą, ale będę szukać takiej herbaty.

Co to za herbata?

Takie pytanie jeszcze na koniec, czy ktoś rozpoznaje ten susz i jest w stanie powiedzieć mi, co to za herbata?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz