Listki rooibosa są bardzo drobne i przypominają igiełki. |
Jak oni to robią? Liście i gałązki przypominające z wyglądu trochę nasza polską sosnę zbierane są przez całe lato aż do późnej jesieni. Potem poddawane są suszeniu i mamy zieloną wersję rooibosa. Natomiast bardziej znana czerwona wersja podlega dodatkowego fermentowaniu. Do tego trzeba wysuszone liście skropić wodą i wystawić na działanie promieni słonecznych. Następnie liście są suszone i rozdrabniane.
Można pomylić z czarną herbatą, ale nie jest gorzki i bez kofeiny, więc w sam raz na wieczór. |
Na co pomaga rooibos? W moim przypadku zdecydowanie podczas menstruacji, ponieważ jest rozkurczowy, łagodzi mdłości i dostarcza minerałów do organizmu a do tego jeszcze uspokaja. Poza tym łagodzi problemy żołądkowe, wspomaga leczenie alergii, kataru siennego i astmy, zalecany przy bezsenności, nerwowości, podwyższonym ciśnieniu. Z różnych badań wynika że rooibos zawiera również flawonoidy (antyoksydanty) a te opóźniają procesy starzenia, zabijają komórki rakowe i działają bakteriobójczo. Odczułam również cudowne działanie łagodzące bóle głowy.
Z czym to się pije? Można go przygotować na kilka sposobów. Zwyczajowo w Afryce rooibosa pija się z mlekiem i niewielką ilością cukru, ale bez dodatków jest zdrowszy. Potrzebny będzie czajniczek, koniecznie z sitkiem a nie z dużymi dziurami, do tego rooibos i wrzątek. Można pić ze szklanej, filiżanek lub dużych płaskich czarek.
Tutaj zaparzony zwyczajnie w dzbanku z gęstym sitkiem. |
- Wersja parzone: Do wygrzanego wcześniej czajniczka wrzuć tyle torebek (częściej spotykany wariant w sklepach) lub kopiastych łyżeczek rooibosa ile mieści się filiżanek. Następnie zalej wrzątkiem i parz powyżej 5 minut, ponieważ do 3 minut miękną liście a potem dopiero wydobywają się wartości odżywcze. Można później traktować jak zwykłą herbatę, dodać cukru, miodu, plasterek cytryny lub trochę mleka, ale ja wolę bez dodatków bo i tak nie jest gorzka.
- Wersja podgotowana: Tutaj już warto zaopatrzyć się w czajniczek żaroodporny. Wsypujemy tak samo jak do parzenia ale tutaj lepiej użyć rooibosa sypkiego. Następnie zalewamy niewielką ilością wrzątku i podgrzewamy koło 2 minuty na lekkim ogniu. Potem do esencji wlewamy wrzątek do pełna i zostawiamy do naciągnięcia na około 10 minut. W tym przypadku smak jest bardziej intensywny i słodki a wszelkie wartości odżywcze które miały być wydobyte z liście są już w napoju. Tutaj już nie polecam cukru czy miodu bo i tak będzie bardzo słodko.
- Z rooibosa można przygotować również napój mrożony bez obaw że jak ostygnie to będzie gorzki. Wystarczy zaparzyć liście tak jak w wersji parzonej a następnie przestudzić i wstawić do lodówki na kilka godzin. Dobrze się sprawdzi z dodatkiem miodu, soku z cytryny czy listkami mięty.
Gdy mam wenę na pieczenie ciast to zdarza mi się wykorzystać napar z rooibosa. Jeśli znacie jakieś fajne przepisy z wykorzystaniem herbat lub ziół to chętnie przetestuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz