Zakupy, jak zakupy, normalna sprawa. Ale czasem mogą być inspiracją do zrobienia czegoś fajnego. Zobaczyłam kilkulitrową butlę syropu o smaku imbirowym i zapragnęłam prawdziwego syropu imbirowego. No nie będę przecież taszczyć tych kilku kilo przesłodzonego czegoś, żeby potem się męczyć i dodawać do herbaty, żeby się nie zmarnowało. Dlatego kupiłam świeży imbir i postanowiłam zrobić własny domowy syrop imbirowy.
Przepisów na syrop imbirowy znalazłam kilka, a różniły się między sobą tylko proporcjami imbiru do pozostałych składników i ewentualnym odparowaniem wody. Wybrałam wersję pośrednią, jeśli chodzi o ilość imbiru, a co do zagęszczenia to zrobiłam to raczej na własny gust niż z zaleceń przepisowych.
No to do dzieła! Potrzebujemy:
- 200 gram świeżego imbiru po obraniu ze skórki (nie obrałam go zbyt dokładnie, ale i tak usunęłam większość skórki, która nadaje korzeniowy specyficzny ziemisty posmak),
- 2 szklanki cukru kryształu (możecie użyć cukru brązowego, trzcinowego czy jakiego tam lubicie, ale miód się nie sprawdzi),
- 4 szklanki wody (nie musi być przegotowana, może być zimna lub ciepła, ale jeśli dacie gorącą, to całość szybciej się zagotuje).
Przyda się: garnek, coś do mieszania, sitko, lejek, tarka lub inny rozdrabniacz (w mim przypadku blender/młynek), czyste słoiczki z zakrętkami.
Na początek trzeba obrać imbir, możliwie dokładnie, ale jeśli zostanie trochę skórki między odrostami, to się nie otrujecie. Obrany imbir trzeba rozdrobnić. Można zetrzeć na tarce, pokroić w drobną kostkę lub, tak jak ja, zemleć w młynku/blenderze z dodatkiem niewielkiej ilości wody, żeby powstała papka. Następnie rozdrobniony imbir, cukier i woda lądują w garnku. Całość doprowadzamy do wrzenia, a gdy to osiągniemy zmniejszamy ogień i odparowujemy do oczekiwanej konsystencji. W moim przypadku odparowywanie trwało około godziny i uzyskałam bardzo gęsty syrop, porównywalny kolorem i gęstością do płynnego miodu. Teraz przecedzamy/przecieramy syrop do przygotowanych słoiczków, zakręcamy i stawiamy do góry dnem, żeby się zawekowały. Zostawiamy do ostygnięcia, a potem chowamy do szafki z przetworami. Swoje resztki z przecierania syropu przełożyłam do foremek na lód i schowałam do zamrażalnika, pewnie je wykorzystam w cieplejsze dni, a na pewno wylądują w ramenie.
Mój syrop po ostygnięciu przypomina konsystencją dżem, ale dzięki temu mogę go mniej użyć na raz do herbaty. Wystarczy mi pół łyżeczki syropu, żeby poczuć pikantny smak i przyjemne rozgrzanie gardła. Jeśli zrobicie rzadszy syrop, to będziecie potrzebować większej ilości dla takiego samego efektu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz