Pewnie zaraz się dowiem, że coś tu kręcę z tą czarną japońską herbatą, bo Japonia przecież słynie z herbat zielonych. No cóż, tak się zdarza, że nawet tacy Japończycy mają fantazję i zrobią czarną herbatę na sposób tajwański. Sama jej nie parzyłam, a piłam przygotowaną w stylu Gongfu Cha przez inna herbacianą blogerkę Joannę Bożek (Liu Mulan) na 7 Święcie Herbaty.
Poza tą ciekawostką wśród herbat Joanna przygotowała też trzy inne ceremonie herbaciane, w których główne role grały oolongi. W pierwszej było to jedna z jaśniejszych herbat, która miała piękny zapach i nikły smak, zaś pozostałe dwie ciemne zachwycały zarówno smakiem, jak i zapachem. No i była też ta perełka herbaciana, czyli czarna herbata japońska i o niej będzie dzisiejszy wpis.
Listki herbaciane były prawie w całości i mieniły się chyba wszystkimi możliwymi kolorami herbacianymi. Paleta barw była na prawdę szeroka, od srebrnych tipsów, po bardzo ciemne brązy starszych listków. Po parzeniu okazało się, że do produkcji suszu herbacianego były użyte pędy z trzema lub nawet czterema listkami. Zapach suchych listków nie był intensywny, ale bardzo przypominał ciemne oolongi z Tajwanu. Po wrzuceniu do ogrzanego czajniczka aromat stał się mocniejszy i bardzo intrygujący. Przez chwilę nawet wydawało mi się, ze czuję zapach czerwonych owoców.
Joanna nie preferuje budzenia herbaty przed parzeniem. Już od pierwszego naparu kolor był już dość intensywny, jak na tak nietypową herbatę. Jego niewielka ilość mieniła się w białych czarkach na lekko żółto-pomarańczowo.
Jeśli chodzi o smak i zapach naparu to jednym kojarzył się bardziej z oolongami takimi, jak Bai Hao, a moje skojarzenia szły zaś w stronę czarnych herbat nepalskich lub wysokogórskich Darjeelingów. Jedno, co mogę powiedzieć, to na pewno ta herbata nie przypominała typowych japońskich zielonych herbat. Nie czułam tam ani specyficznego białkowego smaku, czyli umami, ani też roślinnych posmaków. Była słodycz i posmak czerwonych owoców.
Bardzo spodobała mi się taka forma prowadzenia Gongfu Cha. Joanna na wstępie przyznała, że nie czuje się wszystko wiedzącą, a jedynie samoukiem w dziedzinie herbaty. Mam podobne podejście i być może, dlatego postanowiłam odwiedzić wszystkie Gongfu Cha prowadzone przez nią. Być może też ze względu na takie naturalne podejście do tematu herbaty wołałam spędzić więcej czasu przy małym okrągłym stoliczku, niż przy bogato zdobionym Chapanie, czy podwójnym Gongfu Cha. Inni prowadzący ceremonie herbaciane na wstępie przedstawiali się, jako specjaliści i wynalazcy tego dawnego rytuału (ciekawe jak zachowali tak młody wygląd?).
Szybka migawka z parzenia Fenghuang Dancong. |
Mario, to bardzo miłe, przeczytać tak pozytywną relacje ze swojego działania. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy przy herbacie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Joanna. :)
Też mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Wymiana doświadczeń i spostrzeżeń herbacianych to bardzo fajny sposób nauki :)
Usuń