Tak się cieszę, że nas odwiedzacie. Specjalnie dla Was zrobiliśmy instrukcję z yerba mate w roli głównej. |
Wśród yerba mate dostępnych w Polsce królują susze pochodzące z Argentyny lub Paragwaju. Do rzadkości należą yerby z Urugwaju czy Brazylii, a jak już się pokażą, to i tak mało, kto je kupuje. Po prostu nie wiemy jak je zaparzyć. O ile argentynki są mniej problematyczne, to paragwajki są na tyle drobne, że niektórzy z miejsca z nich rezygnują. A co dopiero taka drobnica jak typowa Brazylijka.
Brazylijskie erva mate do parzenia w stylu Chimarrao są na prawdę drobne. Pierwszy mój komentarz jak zobaczyłam tak drobną zieloną yerba mate to: "Dziwna ta matcha z patyczkami". No cóż, wtedy pierwszy raz widziałam tak bardzo zieloną yerbę i do tego jeszcze tak drobno zmieloną.
Prawda, że można pomylić z matchą? |
Właśnie, dlaczego jest taka zielona? To przez specyficzny sposób obróbki liści. W Argentynie i Paragwaju lubią nieco dłużej wędzić i podpiekać liście, zaś w Brazylii i Urugwaju robią to o wiele krócej. Dzięki temu liście zachowują swój naturalny żywo zielony kolor. W smaku też się różnią. Dłuższe prażenie nadaje bardziej goryczkowych nut, a im krótszy jest ten proces tym bardziej yerba smakiem przypomina zieloną herbatę z Japonii. Cóż, nie umiem tego inaczej opisać. Smak yerb brazylijskich jest bardziej świeży i roślinny, są praktycznie pozbawione goryczki. Gdyby Chimarrao było trochę mniej zmielone, to nadawałoby się idealnie dla osób początkujących, które bardzo nie lubią gorzkiego smaku.
Potrzebne będą: yerba mate (erva mate), bomba (bombilla), porongo (matero), woda (trochę chłodnej i więcej gorącej) |
No dobrze, ale do sedna, jak zaparzyć tak rozdrobnioną yerba mate? Nie będę ukrywać, że najważniejsza jest bombilla. Powinna być bardzo długa, a jej sitko okrągłe i spłaszczone z dużą ilością drobnych dziurek. Bez takie bomby (nazwa brazylijska na bombillę) ani rusz. Jeśli chodzi o materko, to też są pewne wytyczne, ale niestety nie mamy takiego. Powinno to być porongo w stylu brazylijskim, a nasze jest urugwajskie. Różnica polega na tym, że nasze nie ma kołnierza, na którym będzie się opierać część suszu. No trudno, damy sobie radę. Poza akcesoriami potrzebna będzie yerba. Użyjemy Barao De Cotegipe Premium, bo takie akurat mamy. No i jeszcze woda, trochę chłodnej, a więcej o temperaturze około 75 st.C.
No to parzymy. Wsypujemy yerba mate do około połowy pojemności naczynia. Sporo, ale i tak to jest dolna granica, a najlepsze efekty daje wsypanie około 2/3 pojemności naczynia. Żeby się udało wypić, choć trochę naparu, to trzeba stworzyć zbitą ścianę z suszu. W tym celu przykładamy podkładkę do wylotu naczynia, obracamy całość do poziomu i przez chwilę energicznie potrząsamy. Lepiej potrząsać trochę dłużej, żeby na wierzch wyszło więcej patyczków. Gdy skończymy potrząsanie trzeba delikatnie zsunąć podkładkę, tak żeby w naczyniu powstała ściana z suszu. Można bardzo delikatnie ugnieść yerbę palcem lub bombillą, żeby był bardziej zwarty. Na razie nie stawiamy naczynia do pionu, ale można je przechylić pod kątem, tak, aby yerba mate była cały czas na dole.
Teraz jest ta najtrudniejsza cześć. Trzeba wlać trochę chłodnej wody na yerbę i nie zaburzyć tej misternej konstrukcji. Gdy już wlejemy to zostawiamy naczynie w tej samej pozycji aż woda wsiąknie w susz, powinno to trwać do 1 minuty. Gdy większość wody wsiąknie to w końcu możemy postawić naczynie do pionu, a ściana suszu nie powinna się osypać. I już tylko wolno wlewamy gorąca wodę w wolne miejsce, dobrze jest zostawić trochę suchej yerba mate na wierzchu.
Dopiero teraz możemy włożyć bombillę. Obowiązkowo przed włożeniem trzeba zatkać ustnik palcem. Bombę wkładamy w wolne miejsce, możemy też delikatnie obrócić ją w naczyniu, ale tak, żeby nie zburzyć ściany. Ważne, żeby przez cały czas manewrowania bombillą w naczyniu ustnik był zatkany palcem, bo inaczej się zapcha jeszcze przed pierwszym łykiem. Jeśli wszystko dobrze zrobiliśmy można się delektować smakiem prawdziwej yerby brazylijskiej.
Trzecie zalanie. Teraz widać po co się zostawia suchą część suszu na wierzchu. |
Jeszcze kilka słów o smaku. Nie ma goryczki typowej dla yerb paragwajskich i argentyńskich. O wędzeniu też można zapomnieć. Za to jest przyjemny, świeży smak, który bardzo kojarzy mi się z Sechną.
Powiedziałabym nawet, że jest słodkawa, ale tak roślinnie. No i oczywiście jest umami, którego nie znajdziecie w innych yerbach. Przy dobrze zaparzonej ervie można się takimi smakami delektować nawet do piątego zalania.
Co się stanie jak takie parzenie nie wyjdzie? Po prostu nie napijecie się yerby. Pomimo usilnego wciągania i tak nie skosztujecie ani kropelki. Nawyzywamy to "zapadalność policzków". można ją zaobserwować zwłaszcza, gdy ktoś chce szybko wypić pierwszy łyk i zasysa napar bardzo szybko. Lepiej trochę odpuścić i sączyć yerbę powoli.
Życzę Wam wszystkim miłej niedzieli i dziękuję za 15 000 wyświetleń bloga. Zdradzę, że w najbliższym czasie szykują sie zmiany na blogu, ale to na pewno zauważycie.
Moją przygodę z yerbą zaczynałam właśnie od brazyliskiej. http://kawa-czy-herbata.pl/product-pol-191-Yerba-Mate-Despalada-Brazil-500g-Mate-Green-.html Fajna, łagodna, z delikatną goryczką. Kopa daje tak jak należy :)
OdpowiedzUsuńNo tak, yerba brazylijska na eksport i rynek lokalny różni się znacznie. To co opisywałam, jest tak powszechne, a u nas mało spotykane, zaś yerby grubocięte takie jak ta despalada to właśnie towar eksportowy :)
Usuń