Ognisko jest najprostsze, a zarazem najtrudniejsze, co można rozpalić wszędzie, a zarazem nigdzie.
Najpewniejsze do tego są wyznaczone miejsca, ale często trzeba uzyskać zgodę. Nad rzeką również jest bezpiecznie, nikt teoretycznie nie powinien się do tego przyczepić. Kolejno wszelkiego rodzaju wiaty turystyczne, zadaszenia, polany, które zostały "przystosowane" pod obozowanie. Z kolei "dzikie ogniska" w lesie, w niepewnym terenie, w górach itd. też wchodzą w grę. Trzeba odpowiednio dobrać teren, żeby ewentualny "życzliwy" nie miał się, do czego przyczepić. I pamiętajmy o wszelkich zasadach BHP i Ppoż., o których pisać nie będę, bo są oczywiste mam nadzieję. Zawsze warto mieć ze sobą malutką saperkę, czy inne kopiące mikronarzędzie, gdyż przy braku lub ograniczonej ilości wody jakoś trzeba ognisko zagasić, a w dzikich miejscach zamaskować ślady swojego bytowania, w czym owe ww. narzędzie jest niezastąpione.
Technik gotowania wody jest bezliku! Poczynając od ustawienia naczynia na dwóch kamieniach, a między nimi rozpalenie ogniska. Idąc kolejno przez tzw. ognisko cygańskie i jego wszelkie modyfikacje, piece z kamieni. Aż do genialnego ogniska typu Dakota, czyli w dziupli (dziupla: po staropolsku-dupa), które jest łatwe do szybkiego zagaszenia. Pomimo tego, że kopanie tych dwóch dziur jest zabiegiem inwazyjnym, po jego zagaszeniu i zakopaniu pozostawia niewiele śladów po sobie, a jest bardzo wydajne.
Dla lajkoników w temacie wytłumaczę pokrótce ognisko Dakota. Jest to ono rozpalone w pionowej dziurze w ziemi o rozmiarze zależnym od planowej wielkości ogniska i naczynia bądź naczyń, w których będziemy gotować lub ewentualnego rusztu, którego użyjemy. Do pionowej studni, w której nasz kontrolowany pożar będzie się palił doprowadzamy kanał (również kopany w ziemi). W zależności od nachylenia tereny poziomy lub pionowy, który później będzie dochodzi do studni i dostarczał powietrze, potrzebne do efektywnego spalania. Ognisko to jest w miarę niewidoczne, a przy tym ogień wylatując przez studnię grzeje nam tylko naczynie, ewentualnie inne smakołyki, które mamy w zanadrzu np. dobrą kiełbasę, która z Yerbą się bardzo dobrze komponuje. Można wykonać improwizowane piece z kamienia i gliny tylko przy niestacjonarnym, a nawet chwilowym pobycie nie jest to praktykowane.
Ogniska cygańskie, jak je nazywam to różnego rodzaju ogniska, przy których kociołek lub czajnik wisi na pionowym, poprzeczny bądź ukośnym patyku. Z pomocą jednych lub pary widełek wbitych w ziemie i jednego bądź dwóch odpowiednio zastruganych patyków. Co ważne: patyk, na którym będzie wisiało naczynie musi być z mokrego tzn. ze świeżego drzewa, żeby się nie przepalił. Z dobrych rad przed ustawieniem czajniczka na ognisku, ruszcie itd. warto zastanowić się czy będziemy w stanie bez narzędzi podnieść go, gdy będzie rozgrzany. Tu znów z pomocą może nam przyjść odpowiednio przycięta gałązka. Ostatnią ciekawostką jest wykorzystanie większych żerdzi drewniany np. suchych świerków pociętych na kawałki. Oczywiście nie musze wspominać ze trzeba mieć zgody na korzystanie z suchych ściętych drzew itd. itp. Po rozpaleniu wstępnego ogniska żerdzie dosuwamy końcami do ogniska tworząc jakby symbol mercedesa, w którego środku będzie się tliło ognisko. W centralnej części tego ogniska śmiało możemy położyć czajnik bądź inne naczynie. W miarę wypalania się polan dosuwamy je do środka. Taki styl ogniska jest ekonomiczny i zaoszczędzi nam dźwigania siekiery. Są jeszcze ogniska typu szwedzkiego i inne ale to już zostawiam ciekawskim do doczytania na forach internetowych zajmujących się survivalem i bushcraftem.
Wracając do doboru miejsca na ognisko warto wybrać miejsce, które sąsiaduje ze strumykiem lub z szeroko pojętym źródłem koszernej pitnej wody, po której nie będzie żadnych ubocznych reakcji ze strony przewodu pokarmowego. Albo, jako alternatywa zabrać wodę w jakimś swoim "nosiwodzie”, tj. butelka pet, nalgene, bidon, camelbag itd. lub zabrać pustego nosiwodę, którego gdzieś po drodze napełnimy. Nalgene i Bidon, który posiadamy są tej samej pojemności jednak nalgene nie śmierdzi chińskim plastikiem i jest bardziej pancerna. Przy doborze camelbaga (niekoniecznie tej firmy), czyli bukłaka z rurką na wodę do plecaka, warto go powąchać i przeczytać specyfikacje produktu. Żebyśmy się wkopali się w jakiś sprzęt, który poprzez materiał użyty do jego produkcji może nas potajemnie podtruwać.
Hobo Stove:
Już autorzy "Sakwy Włóczykija" - Panowie Sosnowski i Stykowski pisali o tym wynalazku (swoją droga kapitalna książka, która powala na kolana wszystkie inne poradniki survivalu itd.), który nazwali "Kopciuszek". Wykonany z puszki, po czym kto miał, konstrukcja ta przechodziła tyle modyfikacji ile osób ją wykonywało. Sam też zrobiłem taką kuchenkę wszystkopalną, troszkę rogata była, ale można było ją przytroczyć przy plecaku lub nafaszerować drobnymi gratami i wsadzić do swojej sakwy. Aktualnie jesteśmy w posiadaniu Hobo Stove w wersji nowoczesnej i składanej. Miałem dylemat między dwoma polskimi modelami, ale przeważył model pewnej firmy. Według mnie ma większe otwory, które mogą zagwarantować lepszy ciąg i dwa małe nacięcia na "koronie" kuchenki, które umożliwiają zrobienie rusztu na kubek. Dodatkowo to zwiększa ciąg przy zakryciu kuchenki np. czajnikiem. Sama kuchenka jest wszystkożerna, nie pogardzi drewnem szyszkami, papierem, trawą, korą lub paliwem w kostkach (tego ostatniego nie używam). Watro tego "kopciuszka" ustawić otworem paleniska tak, aby wiatr podsycał ogień. Kaloryczność w spalaniu takiej kuchenki jest różna w zależności od paliwa, jakie użyjemy do palenia. Jednakowoż trzeba nabrać wprawy żeby sprawnie tym skarbem się posługiwać. Jedyną męką jest czyszczenie tego żelastwa, o zgrozo im bardziej żywiczne drewno tym więcej zapieczonych czarnych plam, ale przez to kuchenka staje się bardziej "bushcraftowa". Miejsce do gotowania na tym sprzęcie też musimy wybrać: pniak, kamień, lub inne miejsce, które zapewni nam stabilne położenie tej kuchenki. Również zadbajmy o BHB i Ppoż., bo "życzliwych" nie brakuje. Złożona taka kuchenka praktycznie nie zajmuje miejsca, a waży tyle, co nic. Cena może przerażać z początku, ale tylko do pierwszych paru użyć, potem maszynka odwdzięcza się mobilnością i swoimi usługami.
Myślę, że tematu nie zostawiłem rozgrzebanego, aczkolwiek jakby ktoś miał jakieś pytania, uwagi, czy chciał hejtować? Zapraszam uprzejmie.
Sam się zastanawiałem, jak najbardziej bezpieczniej i najlepiej usadowić kubek nad ogniskiem, i też nie jest głupim sposobem, kładzenie kubka w żar i dookoła niego podsypać go też żarem.
OdpowiedzUsuńMetoda z dwoma kamieniami,lub cegłami z ogniskiem pod spodem też jest bardzo dobra.
I fakt kubek + drewno sosnowe= kubek capi ogniskiem jak skurczybyk, a dotrzyj to panie XD
No sposób fajny i na pewno kubek jest stabilny, ale gdy przyjdzie z niego pić, to trzeba dłużej odczekać, żeby ostygnął. Z resztą każdy sposób jest dobry o ile działa :)
UsuńWłśnie drogi Panie...szoruj to potem....:(
Usuń:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie musiałem gotować wody na ognisku, ale w razie konieczności, będę już wiedział, jak to zrobić... Tylko jak umocować kubek, aby się nie przerwał? I jak tą wodą się później nie oparzyć? To ci dopiero zagadka...
OdpowiedzUsuńJa również nie miałam jeszcze przyjemności gotować wody w ten sposób :). Niemniej jednak uważam, że warto znać takie metody np. gdy wybieramy się gdzieś na biwak. Ja u siebie używam czajnika elektrycznego https://duka.com/pl/agd/czajniki-elektryczne, który jest moim zdaniem najlepszy jeżeli chodzi o zagotowanie wody w domowych warunkach. Urządzenie jest bardzo poręczne, a także wygodne w użyciu.
OdpowiedzUsuń