Zielona z płatkami jaśminu od Pana Wietnamczyka |
Gdy poszłam po herbatę, to oprócz niej kupiłam jeszcze czajniczek. Został on już opisany, więc teraz pora na parzenie w nim herbaty, którą wtedy kupiłam. Mam tu akurat zieloną herbatę z płatkami jaśminu, to herbata aromatyzowana, ale jednak uznawana za klasyk. Miałam nie pisać o herbatach zielonych, ale chyba za bardzo je lubię więc ten wpis też poświęcę jednej z nich.
Opakowanie prawie odblaskowe, więc zdjęcia było trudno zrobić, ale coś jednak widać. |
Na pomysł dodawania kwiatów do herbaty wpadli Chińczycy. Było to kilka tysięcy lat temu, od tamtego czasu oczywiście kombinowali z ulepszaniem, ale do tej pory pozostała ona w raczej niezmienionym składzie. Mieszanki aromatyzowane wymyślane obecnie z ogromną ilością dodatków pewnie za kilka lat nie będą już aż tak popularne, ale takie smaki jak właśnie herbata zielona z jaśminem pozostaną jeszcze długo z nami. Są ludzie, którzy nie lubią jaśminu, ale zdecydowanie więcej jest takich, które wypiją tę herbatę ze smakiem i w przyszłości do niej powrócą.
Tutaj widać, że dałam sporo liści jak na tak mały czajniczek. |
No dobrze, a teraz kilka słów o samej herbacie, którą tu chcę opisać. Susz jest podwójnie pakowany, w srebrną torebkę a w niej jeszcze przejrzysta. Rozwiązanie znane mi z oryginalnych herbat oolong. Ma chronić liście przed światłem i działaniem tlenu, czyli chroni sama herbatę i jej aromat. Liście są zwinięte w lekkie spiralki i mocno zielone, bez szarawego nalotu, a pomiędzy nimi widać płatki jaśminu, ale nie jest ich dużo. W porównaniu z herbatami jaśminowymi dostępnymi w Polsce to tych kwiatów prawie nie widać. Za to z zapachem jest na odwrót. W polskich mieszankach tylko lekko czuć jaśmin, a ta którą tutaj mam pachnie bardziej jaśminem niż zieloną herbatą.
Pierwsze parzenie. |
Do parzenia użyje wody o temperaturze około 75 st.C. Producent nie podał zalecanego sposobu parzenia, więc przygotuję ją tak jak większość zielonych herbat chińskich. Jeszcze przed parzeniem ogrzeję czajniczek i wsypię do niego herbatę. Teraz zapach jaśminu został przełamany aromatem zielonej herbaty. Jednak to nie oznacza, że po zaparzeniu będę mogła wyczuć zieloną herbatę w smaku.
Napar z drugiego parzenia. Widocznie mocniejszy niż za pierwszym razem. |
Pierwsze parzenie trwało dosyć krótko, bo około 1 minutę. Po prostu wsypałam za dużo herbaty do tak małego czajniczka i żeby jej nie przeparzyć, więc skróciłam czas parzenia z 2 minut do 1 minuty. Po takim czasie uzyskałam intensywny, słomkowy napar. Zapach był intensywnie jaśminowy, ale nieprzytłaczający. Za to w smaku miłe zaskoczenie, bo poza oczywistym jaśminem czuć też zieloną herbatę. Liście nadal nie wyglądają na rozwinięte, więc będę je parzyć ile dam radę. Albo ja będę miała dość picia, albo herbata się wypłuka.
Napar z trzeciego parzenia, tutaj już słabszy niż z drugiego. |
Drugie parzenie trwało już około 2 minut. Napar wyglądał na mocniejszy. W zapachu i smaku dominował jaśmin. Słodki, aksamitny, bez nuty goryczy, ale jednak jaśmin, bez cienia zielonej herbaty. Trzecie parzenie trwało również 2 minuty i dało podobny jaśminowy efekt. Czwarte parzenie tez zrobiłam na 2 minuty. No i tutaj tez było bardzo jaśminowo, ale już nie tak intensywnie. Jeśli chodzi o liście to nie wszystkie miały ochotę się rozwinąć, ale niektóre już rozluźniły swoje zwinięcie. Po dokładnym przyjrzeniu się widać, że są to młode listki, raczej w całości lub jedynie przepołowione. Pewnie kolejne parzenia byłby też smaczne, ale za dużo jaśminu na raz to ja nie wypiję.
Liście po pierwszym parzeniu. Jeszcze nie całkiem rozwinięte. |
Cztery mocno jaśminowe parzenia jak na herbatę aromatyzowaną to bardzo dobry wynik. Spodziewałam się, że w trzecim parzeniu już nie będzie czuć jaśminu a jedynie delikatny smak zielonej herbaty. Jednak Wietnamczycy wiedzą jak dobrze zrobić aromatyzowaną herbatę. Szkoda tylko, że nie podali choćby obrazkowego sposobu parzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz