25 listopada 2014

Herbata po tybetańsku - przepis na zupę Pu-Erhową

Herbata gotowana z solą i mlekiem, a do tego masło - idealne na zimę.

Zaczyna się zima, na razie trochę nieśmiało, ale jednak. Na szczęście mamy herbatę i możemy ją przygotowywać na różne sposoby. W większości przypadków zalewamy ją gorącą wodą i po odczekaniu odpowiedniego czasu odcedzamy i pijemy. No tak, ale można ją też przyrządzić w trochę inny sposób, mówię tu o gotowaniu herbaty z równymi dodatkami. Pisałam już o Chai Masali, ale to była wersja bardzo słodka. Znalazłam równie ciekawy przepis na ugotowanie herbaty na słono i tego właśnie będzie dotyczył ten wpis.


Pu-Erh przed gotowaniem.
W Tybecie ludzie nie mają lekko, wysokie góry, ciężkie warunki i srogie zimy, a do tego z dala od morza. Trzeba sobie jakoś radzić, więc przygotowują swój specjał, czyli herbatę po tybetańska. Niektórzy nazywają ten napój tybetańską zupą na herbacie, ale w sumie chodzi o to, że jest to słone i tłuste, więc nazwa też adekwatna. Mieszkańcy wyżyny tybetańskiej do przygotowania tego napoju używają swojej miejscowej waluty, czyli niewielkich kostek sprasowanej herbaty Pu-Erh. Nie wiem, co ile i nich kosztuje w przeliczeniu na kostki herbaciane, ale widać, że herbata ma wiele zastosowań.

Mocny wywar.
Do przygotowania mojej tybetańskiej zupy Pu-Erhowej użyję:
  • około 700ml wrzącej wody,
  • 3 gniazdka Pu-Erh Mini Tuo Cha dostępne w Herbit.pl,
  • szczypta soli himalajskiej,
  • około pół szklanki mleka,
  • 2 łyżeczki masła.

Niewiele masła, ale wystarczy.
Mleko  masło powinno pochodzić od jaka, ale myślę, że nasze polskie krowy też dają dobre mleko. Takie szczegóły można pominąć, jednak soli himalajskiej nie da się zamienić na zwykłą kuchenną, bo ma nieco inny skład mineralny a co za tym idzie różni się smakiem, a właściwie poziomem słoności. Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę zastąpić czymś dostępnym w Polsce. Chodzi o przyrząd do łączenia wywaru z masłem. Wygląda to podobnie jak stara drewniana maślnica, ale zamiast tego użyję zwykłej praski francuskiej.

Dodajemy mleko.
No dobrze, ale ten napój trzeba przygotować. W garnku gotujemy wodę i do wrzątku wrzucamy Pu-Erha. Herbatę należy doprowadzać do wrzenia i gotować przez około 5 minut na niewielkim ogniu. Po tym czasie trzeba dodać sól i mleko, a następnie dokładnie wymieszać. Taką mieszaninę doprowadzamy do lekkiego wrzenia. Następnie wrzucam masło na dno praski francuskiej i do tego przecedzam przez sitko gotową zupę Pu-Erhową. Teraz to wszystko trzeba połączyć i dobrze spienić. I gotowe, można degustować.

Smacznego!
Kolor ma przyjemny, przypomina trochę kakao lub kawę z mlekiem. Gdyby nie specyficzny zapach młodego Pu-Erha to można by się pomylić. W smaku też jest ciekawie. Mleko i masło są tu tylko wypełniaczami energetycznymi, więc nie wnoszą wiele do smaku. Za to dobrze czuć ostry smak młodego Pu-Erha z lekko słonawą nutą. Gdy pierwszy raz przygotowywałam ten specyfik to go przesoliłam, następnym razem wśród Pu-Erhów trafił się jeden zielony i smak też nie był zachęcający. Tym razem znalazłam złoty środek i wiem, że będę wracać do tej "zupy z Tybetu." Na pewno zabiorę ją w termosie w góry, bo jest bardzo energetyczna i sycąca.

No tak, tylko nie każdy lubi klasyczne Pu-Erhy, ale na pocieszenie powiem, że im starszy tym lepiej smakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz