3 października 2014

Złoty Yunnan z lesie

Złoty Yunnan z lesie i muchomorek.
Nie ważne, że deszcz, mokro i zimno, ja będę parzyć herbatę tam gdzie chcę. Tym razem parzyłam w lesie na mchu. Herbata też nie byle, jaka bo prawdziwy złoty Yunnan, ale nie taki, jakiego możecie spotkać w większości herbaciarni. Ten, którego piłam miał w znacznej większości złote tipsy a nie czarne liście.

Poszliśmy trochę na lenia, bo z termosem pełnym wrzątku. Do tego nasz nieodłączny Kuai Ke Bei i w drogę. Wybraliśmy mech, bo jest zielony, miękki i puszysty. Podziwiam tą roślinę, żyje wszędzie, nie straszne jej ściany, skały czy poszycie lasu. Po prostu chce istnieć i robi to. Za to Yunnan też nie został wybrany przypadkiem. No i wypad był nieco w innym celu, ale o tym może w następnym wpisie.

Pierwsze parzenie - od początku do końca

Gdy już załatwiliśmy to, co było do załatwienia znalazłam ten właśnie puszysty mech. Wyjęłam z mojej przepastnej torby herbatę i mój szybki czajniczek. Termos też by się zmieścił, ale Kuba miał akurat swój plecak. Jak zawsze przed parzeniem ogrzałam naczynia i do dzieła. Pierwsze parzenie zrobiłam na około 2 minuty. Miałam po takim czasie ładnie pachnący, słodkawy napar z lekką goryczką. No i ten kolor. Chciałoby się powiedzieć, że to pomarańcz, ale ja go określę, jako bursztyn. Właśnie za to lubię tego konkretnego Yunnana. Jest jak idealny mężczyzna. Mocny, ale jednocześnie delikatny. Ma lekką goryczkę, ale też i słodycz.

Drugie parzenie - i ładnie rozwinięte listki i pączki.

W termosie jest jeszcze woda wiec trzeba ja wykorzystać i robimy drugie parzenie. Tym razem ponad 2 minuty. Napar jakby mocniejszy, trochę ciemniejszy niż za pierwszym razem. Ale właśnie w tym tkwi urok chińskich herbat. Napar nadal słodki, ale goryczki jest zdecydowanie mniej. No i liście już zaczęły się bardziej rozwijać.

Trzecie parzenie - i młody pączek herbaciany.

A w termosie jeszcze trochę wody zostało, więc zrobię jeszcze trzecie parzenie. Teraz tak ze 3-4 minuty niech się zaparzy. Tak jak myślałam, napar był bardzo słaby, bez rewelacji. Gdybym użyła mniejszego czajniczka i większej ilości herbaty to pewnie zaparzyłabym tą herbatę więcej razy. Najważniejsze, że teraz mogę pokazać, z których części herbaty jest robiony susz. Ten mały "kędziorek" na czajniczku to właśnie pączek herbaciany z zawiązkiem młodych listków. Złote fragmenty w czarnej herbacie to właśnie młode, nierozwinięte pączki herbaciane zwane też tipsami. Dorosłe liście oksydują na brązowo i czarno, a te młode na żółto i pomarańczowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz