|
Prasowany Pu-Erh z kwiatem lotosu |
Poprzedni wpis dotyczył Pu-Erha z dodatkiem płatków róży, a kilka wpisów wcześniej opisywałam zieloną herbatę z lotosem. Dzisiaj będzie takie combo, Pu-Erh z lotosem, ten z Chin. Mam nadzieję, że tym razem lotos będzie bardziej wyczuwalny i będę mogła wypić więcej dobrych zaparzeń niż poprzednim razem. Gdy wybrałam losowo jedną z kostek to trafiłam na coś bardzo fajnego, ale o tym napisze na samym końcu tego cyklu.
|
Niewielkie gniazdo, a tyle radości. |
Jak poprzednio kostka zapakowana jest w papier z nadrukowanym opisem w języku Chińskim. Po mozolnym tłumaczeniu udało mi się dojść do tego, że chodzi o kwiat lotosu. Po odpakowaniu Pu-Erha widać wprasowane jasne fragmenty kwiatów. Już mi się to podoba. W zapachu, co prawda nie czuć intensywnych kwiatów, ale jest przyjemny drzewny aromat. Podobnie jak ostatnio dominuje zapach Pu-Erha, ale tym razem jest on nieco inny, jakby bardziej dojrzały. Wracając jeszcze do karteczki, w którą było owinięte gniazdo, to tutaj nie ma informacji o dacie produkcji, certyfikatach czy temu podobnych, ale jest nazwa herbaty i firmy, która ją wyprodukowała.
Przed pierwszym parzeniem zrobię jeszcze płukanie. Do przygotowania tej herbaty użyję wody o temperaturze około 95 st. C. Tak jak poprzednio po kilku sekundach w gorącej wodzie kostka się napuszyła. Coś czuję, że pierwsze parzenie będzie bardzo intensywne. Zapach lekko się zmienił, teraz bardziej czuć starą drewnianą skrzynię lub bitą drogę po ciepłym letnim deszczu. Co by nie powiedzieć, na pewno będzie ciekawie.
|
Napar i liście z pierwszego parzenia. |
Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty. Kolor naparu jest ciemny i intensywny, prawie czarny. Bardzo typowy dla Pu-Erha. W zapachu nadal nie czuć lotosu, ale jest charakterystyczna nuta starego drewna. Za to w smaku można poczuć coś łagodnego, jedwabistego, może to lotos, ale taki niewyraźny. Ogólnie smak można porównać do lekko torfowego, może kojarzyć się z drewnem lub klepiskiem. Na szczęście nie czuć w smaku czegoś podobnego do wilgotnej piwnicy. Wygląda na to, że lotos wiele zmienia w smaku Pu-Erha, staje się on przyjemniejszy i jakby bardziej dojrzały.
|
Napar i liście z drugiego parzenia. |
W drugim parzeniu wydłużyłam czas do 2 minut. Napar mieni się ciemnym brązem, ale już nie jest tak nieprzejrzysty jak za pierwszym razem. Zapach delikatnie się zmienił. Teraz przypomina starą dębową studnię lub mokry kamień w lesie. Za zmianami w zapachu idą zmiany w smaku. Teraz kojarzy mi się z wodą z górskiego potoku po deszczu, gdy woda spływa do niego poprzez zeschłe liście. Ogólnie jest to przyjemne odczucie, takie lekko zalatujące roślinną słodyczą. W porównaniu do pierwszego parzenia napar stracił nieco na mocy, ale świetnie gasi pragnienie.
|
Napar i liście z trzeciego parzenia. |
Pomimo zastanawiająco delikatnego smaku drugiego naparu postanowiłam zrobić jeszcze trzecie parzenie. Trwało ono około 3 minut. Napar przypominał teraz jedną z czarnych herbat z Yunnanu. Pomarańczowy odcień wskazuje na to, że tym razem napar będzie bardzo słaby. W zapachu kojarzy mi się z suchą murowaną piwnicą, już nie czuć tego drewna. W smaku również jest bardzo delikatna, ale przez to przyjemna. No i nadal nie czuć wyraźnego lotosu.
Podsumowując, moje oczekiwania na początku parzenia były nieco inne. Co prawda nie spodziewałam się wyczuwać tutaj bardzo intensywnego smaku czy zapachu kwiatu lotosu, ale wynagrodził to smak samego Pu-Erha. Na początku wydawało mi się, że zaparzeń będzie więcej, ale też nie jest źle. No i jeszcze nie napisałam o herbacie po zaparzeniu. Podoba mi się to, że rzeczywiście widać te fragmenty kwiatu lotosu.
To, co następne? Zielony Pu-Erh z jaśminem czy czarny z chryzantemą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz