23 września 2014

Klasyczny Pu-Erh z Chin - w plenerze

Klasyczny Pu-Erh, który przyjechał do mnie z Chin.
Opisywałam już Pu-Erha z dodatkiem róży, chryzantemy a także lotosu. Dzisiaj opowiem o czerwonej herbacie z tej samej paczki, ale już bez dodatków. No i parzyliśmy w ciekawym miejscu. Był to plener pomimo deszczu.



Ciemnobrązowe gniazdo
z jaśniejszymi fragmentami.
Poszliśmy trochę na lenia, bo tym razem wzięliśmy wodę w termosie zamiast gotować ją na miejscu. Przy takiej pogodzie musieliśmy też poszukać przyjaznego miejsc pod dachem. Skończyło się na wiacie ogniskowej w Żegocinie. To w pół drogi do szkoły Martyny, którą odwoziliśmy rano na lekcje. Wzięliśmy też ze sobą czajniczek z glinki yixing, szklane morze herbaty, dwie czarki kamionkowe i ceramiczny talerz, który służył za stolik herbaciany.

Gniazdo po płukaniu.
Woda w termosie powinna mieć około 95 st.C. Świeży wrzątek wlany do ogrzanego wcześniej termosu nie powinien stracić wiele stopni. To powinno wystarczyć na przynajmniej 2 parzenia, a jeśli się sprężymy to może nawet na trzecie. Jeszcze słowo o samym Pu-Erze. Wyprodukowany został przez tą samą firmę, co opisywana już czerwona herbata z lotosem. Na papierku również nie ma nadrukowanych certyfikatów i daty produkcji. Za to są cztery chińskie znaki, które udało mi się przetłumaczyć, jako: gotowana sprasowana herbata Pu-Erh. To znaczy, że jest to klasyczny Pu-Erh bez żadnych dodatków. Zapach gniazda przypomina świeże drewno z drzewa liściastego. Zapowiada się ciekawie, pomimo małej wydajności Pu-Erha z lotosem.

Przelewanie naparu
do morza herbaty.
Przed pierwszym parzeniem zrobiłam jak zawsze płukanie herbaty. Teraz zapach się wzmocnił i skojarzył mi się jeszcze bardziej z drewnem. Pierwsze parzenie trwało około 1 minuty i dało całkiem mocny napar, ale nie jest to taka moc, jakiej się spodziewałam. Pomimo panującego chłodu, dobrze ogrzana glinka yixing długo utrzymuje temperaturę, wiec spadek temperatury parzenia nie powinien mieć wpływu na moc naparu. Myślę, że to niecałkowite rozpadnięcie się gniazda odpowiadało za średniej mocy napar. Miał on kolor raczej ciemno brązowy i można było zobaczyć dno czarki. Zapach tego parzenia był raczej pikantny i przypominał mokre wióry drewna liściastego. W smaku było podobnie. Co ciekawe nie były czuć ziemistości bardzo dojrzałego Pu-Erha a także ostrego zapachu młodej czerwonej herbaty. To gniazdo jest takie w sam raz, gdybym miała porównywać do znanych mi postarzanych herbat tego typu to powiedziałbym, że może mieć od 5 do 10 lat.

Napar z pierwszego parzenia.
Drugie parzenie nieco się wydłużyło i trwało około 1,5 minuty. Tym razem kolor naparu był o wiele mocniejszy, prawie czarny. Kostka rozpadła się całkowicie i wszystkie liście mogły się zaparzyć. Zapach też się zmienił. Już nie był tak ostry, ale nadal przypominał mokre drewno. Smak był podobny do zapach, również bardziej drzewny niż ziemisty. Jednak był trochę łagodniejszy niż za pierwszym razem. Mocniejszy napar drugiego zaparzenia niż z pierwszego cechuje lepsze jakościowo herbaty. Powinny one mieć możliwość całkowicie się rozwinąć w tym drugim parzeniu, ale też nie warto wylewać pierwszego naparu, jako niezdatnego do wypicia. Po prostu podczas pierwszego parzenia liście rozwijają się i przygotowują do oddania tego, co maja najlepsze.

Napar z drugiego parzenia.
Wystarczyło nam jeszcze wody na trzecie parzenie, które trwało około 2,5 minuty. Tym razem napar był nieco jaśniejszy a zarazem słabszy niż z pierwszego parzenia. Przypominał teraz mocną czarną herbatę, ale pachniał nadal typowo dla Pu-Erha. W smaku lekko złagodniał i można było wyczuć smak kojarzący się ze złamanym i przemokniętym drzewem w lesie. Może to te wyjścia plenerowe tak na mnie działają, ale w takich warunkach jakoś bardziej odczuwam naturalne smaki i zapach herbat. Zwłaszcza w dzisiejszy deszczowy dzień przy oczyszczonym powietrzu było to szczególnie zauważalne.

Napar z trzeciego parzenia.
Pewnie udałoby się zaparzyć tą herbatę po raz czwarty i napar też byłby całkiem dobry, ale zabrakło nam wody w termosie. W porównaniu z Pu-Erhem z dodatkiem lotosu ta herbata wypadła zaskakująco dobrze. Trzy całkiem mocne napary i być może jeszcze czwarty też nie najsłabszy dobrze świadczą o produkcie. Trzeba będzie jeszcze sprawdzić tą wersje z lotosem, bo mogłam trafić na słabą kostkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz