Jak na mieszankę z bliżej nie określonych plantacji to wygląda sympatycznie. |
Ostatnio pisałam o herbacie czarnej
z Nepalu. Dzisiejszy wpis poświęcę herbacie a raczej mieszance herbat czarnych
z Indii. Jako przykład wybrałam mieszankę pierwszych zbiorów Darjeeling. Gdy
zobaczyłam tą herbatę pomyślałam, że może smakować całkiem ciekawie.
Co skusiło mnie do spróbowania?
Oczywiście różnorodność liści. Pomimo że jest to mieszanka to z pewnym
prawdopodobieństwem mogłam określić, że plantacje, z których pochodzi są
położone na średniej wysokości względem całej prowincji Darjeeling. Liście z
pierwszych zbiorów najwyżej położonych ogrodów mają najbardziej zielone liście,
pomimo że jest to herbata czarna. Natomiast zbiory z tego samego okresu, ale z
plantacji położonych najniżej dają liście prawie całkowicie ciemno brązowe, bez
odcieni zieleni czy jasnych brązów. Na chwilę obecną nie mogę przytoczyć
konkretnych przykładów, ale może w niedalekiej przyszłości zaopatrzę się w
różne herbaty czarne właśnie z Darjeeling i podzielę się opiniami na ich temat.
Napar z pierwszego parzenia. |
Wracając do samych liści tej
konkretnej herbaty to można wśród nich wyróżnić brązowe, zielone i srebrzyste
fragmenty. Niestety prawie cały susz to połamane liście i nie znajdę to nawet
całego pączka, ale jak na ten rodzaj herbaty to jest normalne. Pierwsze skojarzenie
z zapachem suszu herbacianego to łąka, a raczej polana w lesie. Czuć i kwiaty i
nuty drzewne. Takie połączenie może dać zaskakujący efekt w smaku. No tak, ale zobaczmy,
co się stanie z zapachem po wrzuceniu liści do ogrzanego czajniczka. Ciepło
wydobyło więcej zapachu kwiatowego i teraz kojarzy mi się z pszczołami
zbierającymi miód. Czyżby ten aromat zdradzał lekką goryczkę? Zobaczymy.
Napar z drugiego parzenia, nieco mniej i pod innym kontem, dlatego kolor może wydawać się jaśniejszy. |
Do parzenia użyłam wody o
temperaturze 95st.C. i pierwsze parzenie trwało około 2 minuty. Kolor naparu
przypominał bursztyn, ale nieco przechodzący w brąz. W porównaniu z herbatami,
które pija się, na co dzień wypada słabo, jednak jest to kolor właściwy dla
takiego darjeelinga. Zapach naparu zmienił się delikatnie w porównaniu do
suchych liści. Nadaj kojarzy się z łąką, ale z kwiatowego przeszedł w bardziej
ziołowy, bynajmniej nie apteczny. Można doszukać się lekko korzennych nut. W
smaku przypomina zwykłą czarną herbatę, ale gdy nie przełknie się od razy to na
bokach języka można poczuć przyjemną słodycz. Właśnie za takie odczucia lubię
darjeelingi. Niby gorzki, a jednak słodki.
Drugie parzenie trwało jakieś 2,5
minuty. Dzięki wydłużeniu czasu kolor naparu nabrał intensywności. Natomiast w
smaku utrzymała się delikatna saponinowa goryczka i przeszła częściowo w bardzo
subtelny posmak ziół i przypraw korzennych. Miła odmiana po słodkawym pierwszym
parzeniu, ale zrobiłam jeszcze trzecie. Tym razem parzyłam 3 minuty. Napar
jakby przybladł, ale za to w smaku zanikła goryczka a pozostały lekkie zioła i
przyprawy.
Różnokolorowe listki to nie błąd producenta, a jedynie specyfika gatunku. |
No dobrze, nie każdy lubi tak
zaparzać herbatę, ale żeby poznać jej wszystkie smaki warto przynajmniej
raz zaparzyć ją 2 razy w niewielkich ilościach. Jeśli nie posmakuje, to
zawsze będzie to ciekawy eksperyment. Natomiast, gdy herbata parzona w taki
sposób posmakuje to może być pierwszy krok to zmiany przyzwyczajeń w kwestii
picia herbaty.
Podsumowując, mieszanka czarnych
darjeelingów dostępna w herbit.pl jest bardzo ciekawa. Można ją parzyć jak
zwykłą herbatę czarną, ale nie ma pewności, że uzyska się tak aromatyczny napar
jak w przypadku krótkich parzeń w niewielkich ilościach. Można ją podawać do
deserów i podwieczorków. Cukier i mleko mogą być jej stałymi towarzyszami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz