28 lipca 2014

Assam Samdang - czarna mocna herbata jakiej nie znamy

Assam Samdang i jego odcienie brązów.
Większość polaków przynajmniej słyszała o herbacie Assam, więc nie będzie ona nowością. Ta indyjska czarna herbata dobrze pasuje do naszego sposobu parzenia, jest mocna, daje dość ciemny napar i nieźle smakuje z cukrem i cytryną. Co chce jeszcze o niej napisać? Otóż postaram się pokazać, co ona w sobie kryje. Takich smaków i zapachów nie poczujemy parząc po polsku. Jako przykład wybrałam Assam z plantacji Samdang dostępną w zaprzyjaźnionym sklepiku z herbatami.


Napar z pierwszego parzenia.
Zacznę jak zwykle on suchych zimnych liści. Pierwszy zapach, jaki czuję jest miodowy, może kwiatowy, ogólnie słodkawy. Jednak ta słodycz jest złamana nutami korzennymi lub ziołowymi. Kolor liści nie zaskakuje, są ciemne, raczej brązowe, ale widać też złote tipsy. Żółte listki dobrze świadczą o jakości herbaty. Taka małą dygresja, znam herbatę, która zrobiona jest z samych złotych pączków herbacianych i jest to herbata czarna, jak znowu ją dostanę to na pewno podzielę się wrażeniami, bo jest bardzo smaczna.

Napar z drugiego parzenia,
ktoś mi go już zdążył podpić.
Przed parzeniem jak zawsze wrzucam liście do nagrzanego czajniczka. Teraz zapachy nieco się zmieniają. Na pierwszym planie miód, później jakby gałka muszkatołowa lub przyprawy korzenne, ale na końcu miłe delikatne kwiaty. Takich zapachów nie poczujecie parząc herbatę w zimnym kubku. No to parzymy. Woda o temperaturze około 95st. C. i czas pierwszego parzenia około 2 minuty. Już w czasie nalewania można poczuć taki łąkowy zapach. Kojarzy mi się z upalnym letnim dniem i spacerem przez łąkę pełną kwiatów i ziół. Po nalaniu do ogrzanej czarki czuć jeszcze miodowe nuty. Kolor naparu jest mocny, brązowy, może trochę wpadający w pomarańcze. Nie powinien być przygaszony czy mętny. W smaku można wyczuć lekki miód, kwiaty, może jakieś słodkie owoce. Najważniejsze, że nie ma takiej nieprzyjemnej goryczki. To przez nią najczęściej słodzi się herbatę. Gdybym tego assama parzyła bez zachowania krótkiego czasu parzenia to z pewnością byłby gorzki.

Liście po zaparzeniu
mienią się odcieniami brązu.
Drugie parzenie trwało prawie 3 minuty. Napar wyszedł bardziej brązowy niż pomarańczowy. Przez to wydaje się być mocniejszy. W smaku jest nieco bardziej kwiatowy, ziołowy. Powraca wspomnienie ciepłego letniego dnia na wsi. Zrobiłam jeszcze trzecie parzenie, ale napar był bardzo słaby, a smak nadal łąkowy. Za to można przyjrzeć się bliżej listkom po zaparzeniu. Fragmenty liści rozwinęły się całkowicie i mają różne odcienie brązu. Skojarzyły mi się z runem leśnym.

Podsumowując, jest to herbata bardzo przyjemna i ciekawa w smaku, ale trzeba też do niej podejść z sercem. Zaparzona w zimnym kubku i pozostawiona z liśćmi zbyt długo nie odwdzięczy się miłym smakiem i zapachem. Można zaparzyć ją nawet dwukrotnie, byle z zachowaniem czasu parzenia i w ogrzanym czajniczku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz