Od lewej: Assam. Darjeeling, Nepal |
Ostatnie posty dotyczyły trzech
konkretnych czarnych herbat. Opisałam je dość szczegółowo, ale teraz je
porównam i spróbuję określić ich wady i zalety względem siebie.
Zacznę od suszu herbacianego. Można
łatwo pomylić herbaty nepalskie i te z Darjeeling. Obie wyglądają jak mieszanki
nie tylko czarnych, ale też zielonych i białych herbat. Takie upstrzenie liści
może kojarzyć się z niską jakością i brakiem selekcji liści. Jest zupełnie
odwrotnie. Właśnie różnorodność kolorów i odcieni decyduje o wysokiej jakości
suszu herbacianego. Gdy mamy do czynienia z jednolitym suszem herbacianym to
może to znaczyć, że jest to drugi lub kolejny zbiór, a tym samym mniej liście o
niższej jakości. Przy tych wysokogórskich herbatach słabo wypadają liście z
Assamu. Tutaj dominują brązowe i złote odcienie, ale dla tego regionu jest to
normalne. Im więcej złotych listków i pączków herbacianych tym lepiej, ale nie
można też przesadzać.
Kolejnym wyróżnikiem jest zapach
suszu przed i po ogrzaniu. Delikatniejsze herbaty są mniej aromatyczne i mniej
chętnie oddają nowe zapachy. Najciekawsze zmiany były przy Assamie.
Określiłabym te nuty zapachowe, jako ciepłe, kojarzące się ze słońce, latem i
miło spędzonym czasem. Podobnie jest w przypadku Darjeelinga. Tym razem zapach
był bardziej kwiatowy i wiosenny, ale raczej schyłek wiosny niż jej początek.
Natomiast Nepal oddawał taką wiosenną lekkość i trochę chłodu na granicy
jesiennych słonecznych dni.
Napar również ma niebagatelne
znaczenie. Assam był zdecydowanie najmocniejszy. Prawie czerwony napar i te
odcienie brązów i pomarańczy (w Chinach ten rodzaj herbaty nazywany jest
czerwoną). Jest to chyba najbardziej typowy kolor herbaty, jaki znamy wszyscy
od dzieciństwa. Delikatniejsze napary Darjeelinga i Nepalu mogą się wydawać
"niedoparzone", ale właśnie w tym tkwi ich urok. Lekkość i piękne
aromaty sprawiają, że chce się smakować tej herbaty. Można usiąść spokojnie
wieczorem i zrelaksować się przy filiżance smacznej herbaty. Różnice pomiędzy
piciem a smakowaniem herbaty zostawię na inny wpis.
Gdy już wypijemy herbatę pozostają
jeszcze liście po parzeniu. Tutaj też mamy wiele odcieni. Assam jest przewidywalny,
jeśli liście przed parzeniem były brązowe to po parzeniu też będą brązowe.
Nieco inaczej jest z tymi pstrokatymi suszami z Nepalu czy Darjeelingu. Czasem
zanikają jaśniejsze odcienie, ale nadal można rozróżnić zielone i brązowe
fragmenty. Wbrew obiegowej opinie, różne odcienie liści nie są wynikiem
niedofermentowania suszu. Ma to związek z miejscem a raczej klimatem miejsca uprawy
konkretnej herbaty. Po prostu niektóre liście nie fermentują na czarno czy
brązowo.
No i znowu się rozpisałam, ale
podsumuję jeszcze. Jeśli lubicie lato i ciepło to bardziej posmakuje Wam
herbata z Assamu. Natomiast, jeśli wolicie wiosnę lub wczesną jesień, gdy jest
jeszcze ciepło, ale nie upalnie to zasmakujecie w Darjeelingach (są łatwiej
dostępne) lub w suszach z Nepalu. Jednak nie zapominajcie o jednej zasadzie,
żeby herbata smakowała to trzeba jej poświęcić, choć chwilę uwagi i
cierpliwości. Zalania wrzątkiem w zimnym kubku i pozostawiona sama sobie nie odwdzięczy
się niczym szczególnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz