Sezon truskawkowy w pełni, więc czemu nie terere z truskawkami. Fot. Kuba |
Jeśli chodzi o właściwości yerba mate to owoce nie zmieniają za wiele, dużo zależy od tego jakiej jakości susz został użyty podczas produkcji. Niektóre marki do mieszanek aromatyzowanych wykorzystują możliwie najsłabsze susze, inne zaś sypią ten liście tej samej mocy do mieszanek i klasyków. Niestety tego nie można sprawdzić przed rozpakowaniem paczki. Co do samych smaków to czasem użyte są aromaty sztuczne, częściej naturalne, ale do żadkości należą mieszanki z liofilizowanymi owocami, właściwie robi to tylko jedna plantacja w Argentynie.
Oczywiście w różnego typu herbaciarniach dostępne są mieszanki na bazie yerba mate z dużą ilością różnorakich dodatków. Najczęściej są kolorowe od kwiatów, suszonych owoców, a do tego nabuzowane aromatami. O właściwościach takich mieszanek nie będę pisać. Ani to yerbą nie smakuje ani nie działa jak yerba. Można się tego napić z ciekawości, ale z opłacalnością kupowania takich specjałów już gorzej. Przykładowo za 500g mieszanki smakowej oryginalnie pakowanej w Argentynie można zapłacić maksymalnie 26zł, a za 100g takiej mieszanej najczęściej w Europie i pakowanej na naszych oczach zapłacimy około 15zł a co dopiero mówić o 500g. Ale dla ciekawych świata na spróbowanie jak znalazł.
Do sedna. Terere czyli yerba mate na zimno można przygotować z gotowych mieszanek lub z wykorzystaniem swojej ulubionej yerby klasycznej. Ja wybrałam tą drugą opcję i w szklance mam białą Cruz de Maltą zalaną zimną wodą mieszaną pół na pół z przecieranym sokiem jabłkowym i kawałkami truskawek, do tego kostki lodu. Słodkie, sycące, bez cukru i oczywiście mocno pobudzające i orzeźwiające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz