21 czerwca 2014

Ciemny oolong - jaka to herbata?

Ciemnego oolonga parzę w gaiwanie z uszkiem, żeby nie przeszedł smakiem innych herbat i żeby się nie poparzyć.
Pisząc o herbatach czarnych i turkusowych wyróżniałam też ciemne oolongi. Dzisiaj o nich napisze szerzej. W nazwach wielu oolongów pojawia się słowo "Hong" co może wskazywać na że to jednak czarne herbaty. Innym razem w anglojęzycznych tłumaczeniach można spotkać "red" co sugeruje czerwoną herbatę (Pu-Erh). W sumie to najbliżej tym oolongom do herbat czarnych, ale nie do końca.

Ciemne liście przypominają czarną
herbatę, ale to nie ona.
Pokrewieństwo z herbatami czarnymi polega na fermentacji oksydacyjnej. Nie jest ona przeprowadzona w 100% więc oolong nie jest herbata czarną pomimo ciemnego koloru liści. Przez niższy stopień fermentacji kolor naparu jest o wiele jaśniejszy niż w przypadku herbat czarnych.

Sypię niewiele herbaty,
tyle co na dno.
Skąd pochodzą tak specyficzne herbaty? Oolongi są domeną Chin i Taiwanu. Wśród najlepszych ciemnych oolongów można wymienić Da Hong Pao, Bai Hao Oolong czy Bai Ji Guan. Co ciekawe nie zawsze ciemny kolor liści pochodzi z fermentacji, czasem jest to efekt mocnego prażenia. Tak jest w przypadku Tie Guan Yin w wersji ciemnych liści.

Liście po płukaniu już zwiększyły
swoją objętość.
Dzisiaj napijemy się jakiegoś niezbyt wyszukanego ciemnego oolonga kryjącego się pod nazwą: Tailand Red Oolong. Nazwa sugeruje pochodzenie w Tajlandii, mało prawdopodobne, ale niech będzie. "Red" sugeruje herbatę czerwoną, ale "oolong" nie daje złudzeń. No cóż, kupiłam go bo miałam ochotę na ciemnego oolonga a swoje ulubione zostawiłam w domu. Zainteresował mnie zapach więc stwierdziłam że zaryzykuję.

Po pierwszym parzeniu jest ich
jeszcze więcej.
Pachnie ciekawie, można doszukać się podobieństw do gorzkiej czekolady, orzechów (ale nie włoskich) a nawet migdałów. No tak, zapach przyjemny i prawidłowy jak dla oolonga, ale przecież ważniejszy jest smak. No to parzymy.

Pierwszy napar.
Przed pierwszym parzeniem zrobiłam szybkie płukanie, bo liście są dosyć mocno zwinięte. Użyłam temperatury około 90st.C. Trochę niższa niż dla typowego ciemnego oolonga a to dlatego że mam podejrzenia iż może to być oolong prażony i wolę żeby nie wyszedł gorzki. Po płukaniu liście miały kilkanaście sekund na rozwinięcie się. Teraz czas na pierwsze parzenie.

Liście po drugim parzeniu.
Temperatura wody pozostaje na tym samym poziomie, a co do czasu to zaczęłam od 1 minuty. Zapach mokrych liści już zachęca do parzenia, ale powoli. Pierwsze skojarzenia to pistacje, może migdały. Tak przyjemnie lekko orzechowo. Po skosztowaniu można poczuć lekką goryczkę, ale taką czekoladową. No i do tego orzechy, ale nie włoskie. Po pierwszej czarce przekonuję się że to raczej jest lekko prażony oolong. Kolor naparu jest za jasny jak dla klasycznego ciemnego oolonga, a za ciemny dla jasnego oolonga. Może trochę mącę, ale to nie ten kolor po prostu. Ciemne oolongi są prawie czerwone i pomarańczowe, a ten ledwie rudy. Co nie zmienia faktu że jest wart swojej wysokiej ceny.

Drugi napar jest już jaśniejszy.
Drugie parzenie było nieco krótsze, bo 45 sekund. Zapach nadal utrzymuje się intensywny, ale za to zmienia się delikatnie smak. Już nie czuć tej goryczki i czekoladowości, ale pozostają orzechy a raczej migdały. Dopiero teraz można poczuć jego głębię. Pierwszy łyk różni się od drugiego a przecież to ta sama herbata z tej samej czarki. Kolor naparu nieco łagodnieje, widać mniej pomarańczowych refleksów. Zmienność oolongów zwłaszcza tych ciemnych i prażonych zadziwia mnie za każdym razem.

Liście które na początku były
małymi kuleczkami teraz są
długie i rozwinięte.
Trzecie parzenie można wydłużyć, moje trwało 1min 40sek. Co ciekawe smak i zapach utrzymują się podobne do drugiego parzenia. Natomiast kolor naparu staje się spokojniejszy. W tym parzeniu jest o wiele mniej głębi, ale trwałość smaku jest o wiele większa. Czwarte parzenie (2,5minuty) jest podobne i powinno być ostatnim dla tej herbaty. Można wykonać jeszcze kolejne parzenia, ale dla smakoszy nie mają one sensu.

Podsumowując, nie każda herbata "bez nazwy" jest zła. Po prostu trzeba trafić na tą dobrą. Jeśli trafisz na herbatę której nie znasz i sprzedający też nie potrafi za wiele o niej powiedzieć a sądzisz że może być to perełka to zaryzykuj. Najwyżej wypijesz ją do śniadania jeśli nie będzie rewelacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz