19 grudnia 2014

Gotowanie wody w plenerze

Gdy mamy termos to trzeba wodę oszczędzać, a czajniczek nie może być ziemny.

Ale, po co gotować wodę w plenerze? Przecież mogę sobie w termosie zabrać? Po co się przemęczać? A jednak warto....


Im mniejszy czajniczek tym lepiej.
Zacznijmy od plusów i minusów:
TERMOS:
Plusy:
+ minimalny nakład pracy,
+ bierzemy wodę o precyzyjnej temperaturze,
+ możemy zaparzyć wszystko i gdzie tylko chcemy,
+ ładujemy do niego wodę taką, jaką chcemy.
 


Gdy czajniczek jest większy to trzeba więcej wody.
W tym przypadku na trzy parzenia
trzeba było wziąć dwa termosy.
Minusy:
- jest rogaty i zajmuje dużo miejsca,
- przy parzeniu wydajnych herbat ma za małą pojemność (no chyba, że chcemy dźwigać termos większy niż 1l),
- lubi się rozszczelnić przy korku będąc akurat w plecaku,
- raz otwarty szybciej wytraca temperaturę wody,
- dobry termos, który długo trzyma temperaturę jest dosyć drogi
- tańsze termosy sprawdzają się, ale w domu do Yerby, a w terenie już po 1h temperatura spada o parę stopni, co jest istotne przy parzeniu bardziej wymagających herbat,
- nastawiamy się na parzenie danej herbaty tylko w jednej temperaturze np. jak zielona to z czarnej nici.

Można podgrzać wodę
do odpowiedniej temperatury.
GRZANIE WODY W PLENERZE:
Plusy:
+ Świetna zabawa,
+ Gotujemy aż paliwa wystarczy,
+ Można jakąś strawę do szamania przyrządzić przy okazji,
+ Korzystamy m.in. z drewna, czyli odnawialnych zasobów, czyli bio eko itp.,
+ Można łapki ogrzać i jest klimat.

Po zagrzaniu wody przelewamy
do termosa, żeby nie ostygła.
Minusy:
- czasem trochę wali benzyną w plecaku, ale to tylko wtedy, gdy ma się nieszczelną maszynę lub używa bezołowiowej,
- trochę klamotów trzeba zabrać,
- czasami duży nakład pracy, ale za to efekty wyśmienite,
- dym może zagłuszyć aromat herbaty a czasem go podkreślić (Lapsang Souchong),
- ogniska nie rozpalisz na rynku, choć kuchenkę już tak (być może uznają Cię za świra),
- troszkę przy ognisku i hobo stove można się ubrudzić i plecak przy okazji,
- trzeba kontrolować temperaturę wody przy grzaniu lub robić to na oko.


A samodzielne gotowanie czy też podgrzewanie wody to, co innego. Tak, tak, zaraz usłyszę, że ciężkie machiny kuchenko-podobne będę dźwigał? Czasami wystarczy sam czajnik czy kubek i krzesiwo bądź zapalniczka, a czasami niestety trzeba zabrać jakąś kuchenkę, bo nie wszędzie można rozpalić ognisko... nawet takie typu "Fire in the hole". A co najgorsze nasze polskie prawo nie rozwiązuje sprawy kuchenek typu Hobo Stove, prawnik mi powiedział widząc taką kuchenkę na zdjęciu, że jest to ogień zamknięty i można palić wszędzie, a jak już pił z nami herbatę i widział to maleństwo w akcji wycofał się z wcześniejszej opinii..., że jednak palenie hobo stove jest równoważne z ogniskiem. Więc trzeba uzbroić się w cierpliwość i zamiary zmienić na czyny...tak więc ruszamy w teren.

2 komentarze:

  1. "- ogniska nie rozpalisz na rynku, choć kuchenkę już tak (być może uznają Cię za świra)"
    Jakubie, rozpalic kuchenkę na rynku i częstować ciepłą yerbą przemarznięte dziewczyny.... Świr? Jeśli tak to na pewno oryginalny i unikatowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam do wszystkiego jestem zdolny, a w zimie taki mały spot Yerbowy wyżej opisany jest do zrealizowania, ale narazie tylko w rynku w Krakowie :)

      Usuń