Belgian Pale Ale 12 st Blg o dumnie brzmiącej nazwie "Urodzinowy Bełt", to piwo, które uwarzyłem w dniu swoich urodzin. Nazwa, którą został ochrzczony powstała po tym jak przy pierwszych 10 minutach gotowania brzeczki, które ma ją przygotować do chmielenia ja głupi zamieszałem ją, a piwo jeszcze niegotowe zebrało się w złości, i "wyrzygało" z całym impetem swoje uczucia na kuchenkę. Uroniło niecałe dwa litry ze swojej objętości, ale napieniło się i za karę obarczyło mnie nie lada małym sprzątaniem, którego towarzyszką była ścierka i mop.
Styl piwa
wywodzi się z Belgii, ekstrakt początkowy przed zadaniem drożdży uzyskałem o
ciężarze właściwym 12 st Blg ( dokładnie 12,5 ale co się będę w połówki bawił).
Nachmieliłem go 50g szlachetnego chmielu Styrian Golding bardziej na aromat niż
na goryczkę. Podczas chmielenia pomyślałem, żeby użyć troszkę amerykańskiego
chmielu Simcoe, który mi pozostał po warzeni AIPA, ale stwierdziłem, że żywica i
jodełka nie pasuje w tym stylu zbytnio i pozostałem przy samym SG. Piwko a
dokładnie brzeczkę piwną zaszczepiłem drożdżami T-58, które powinny mi dać w
piwie pieprzno-korzenne nuty i tak się stało, aczkolwiek podczas fermentacji
miałem stracha, gdyż zapach tych drożdży podczas tego procesu nie był tak
zachęcający jak innych drożdży typu ALE (piwa górnej fermentacji), być może
było to spowodowany tym, że poprzednie piwa były chmielone bardziej kwiecistymi
amerykańskimi chmielami, które użyłem do warzenia AIPA. Piwko już po rozlaniu
odleżakowało swoje i nabrało aromatów.
Chłodzimy, byleby
nie za dużo, ok. 14st dla mnie w sam raz i lejemy na dno do teku (to ta lampka
jak do wina). Utworzyła się gęsta średnio i drobnopęcherzykowa piana, kolor
jasnego bursztynu, ciemniejszy od Pacific Pale Ale w zapachu czuć przyprawy
i nuty czerwonego pieprzu i bardzo delikatnie chmiel. Piana szybciej opada niż
w ww. piwie, ale zostawia kożuszek, który ślicznie oblepia ścianki szkła.
Pierwszy
łyk, oj ciut za bardzo mi się schłodziło. Niskie wysycenie dwutlenkiem węgla,
czuć ciut bananów, a to ci dopiero! Niby w tym stylu bananów nie powinno być,
ale są. Może temperatura fermentacji była ciut za wysoka? Nie jest to wadą, a
nawet pasuje, później dochodzą nuty brzoskwiniowe, a może morelowe. Trudno określić,
bo nie jestem zawodowcem w degustacji, ani też w warzeniu piwa tylko ledwo żółtodziobem,
który dopiero liznął tematu lub jest w trakcie wgryzania się w tę zabawę. Po
ogrzaniu w rękach piwo odsłania swoją owocową duszę. Znikły banany i pokazały
się morele, brzoskwinie i aromaty, które wprowadziły drożdże, o których wyżej
pisałem. Piwo jest pełne w smaku i tak chciałem, choć obawiałem się, że wyjdzie
mi zbyt wytrawne z pewnych braków sprzętu grzejącego. Goryczka bardzo
delikatna, która wyczuwalna jest po kilku łykach. Nabrało duszy przez dwa
miesiące dojrzewania, wcześniej było bardziej płaskie, a teraz jest ok.
Piwowarstwo
domowe to bardzo przyjemne zajęcie, choć pracochłonne. Przynoszące smaczne
efekty i satysfakcję z tego, że jest to Twoje piwo a nie jakiś koncernowy
lager. Pośród jego mnóstwa plusów są tylko trzy minusy: mycie butelek, bardzo
szybko się wypija, każdy chce spróbować tego piwa nie wiedząc, jaki nakład
pracy w to włożyłeś. Pomimo tego polecam to zajęcie każdemu, a ja już planuje
kolejne warki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz