26 listopada 2015

[W saszetkach]: Fragrant Oolong - Tie Guan Yin od Dilmah


Nie jestem zwolenniczką herbat w saszetkach, ale czasem można znaleźć coś na prawdę ciekawego. Kuba przyniósł mi takiego właśnie oolonga spod znaku Dilmah. Poszatkowana herbata w ciasnych papierowych torebkach, a jednak mile nas zaskoczyła.

Markę Dilmah kojarzą chyba wszyscy, ale głównie z czarnej herbaty. Mają też swoją plantację w Indiach, a z filmików na ich profilu można dowiedzieć się jak przetwarzają listki herbaciane w swoich fabrykach. Nie jest to metoda tradycyjna wzięta z Chin. Maszynowe przetwarzanie ma na celu doprowadzenie liści do postaci, w której najszybciej przejdą proces fermentacji. Ogólnie mówiąc herbata jest miażdżona, rozdrabniana i fermentowana w ekspresowym tempie. Tak ma się też parzyć, więc po takich herbatach nie oczekuję wykwintnego smaku czy aromatu. Plusem całej firmy jest ich własna plantacja i to, że nie muszą skupować herbaty z niepewnego źródła.

No dobrze, ale skąd na indyjskiej plantacji znalazł się Tie Guan Yin? Ta herbata została importowana, bo na opakowaniu znajduje się informacja jedynie o pakowaniu herbaty na Sri Lance. To jednak nie zmienia faktu, że jest to forma ekspresowa. A jeśli już o tym mowa, to standardowy sposób podany na opakowaniu przewiduje 100 st. C i 2 minuty parzenia. A ja zaparzę w trochę niższej temperaturze, bo około 85 st.C i zanim wrzucę saszetkę, to wygrzeję szklankę.

Po zalaniu napar dość szybko łapie kolor, ale pozostaje jasny i klarowny przez pozostały czas parzenia. Zapach jest mocny i wygląda na to, że nie został dodatkowo wzmacniany aromatami. To chyba przez drobne zmielenie zapach staje się bardziej intensywny niż w przypadku klasycznego, liściastego oolonga. Czego by nie powiedzieć, to zapach utrzymuje się dość długo i trwa nawet po wyjęciu torebki z naparu. A teraz najważniejsze, czyli smak. Nie obiecywałam sobie zbyt wiele po tej herbacie, ale muszę przyznać, że jest całkiem niezła. Smakuje prawdziwym oolongiem. Nawet po lekkim ostygnięciu naparu smak nie zmienia się drastycznie.

Okazuje się, że firmy znane z półek sklepowych wypuszczają czasem jakieś perełki. Jeśli ktoś nie zna smaku jasnych oolongów, a chciałby kiedyś spróbować takiej herbaty, to mogę mu polecić tę wersję w saszetkach. Herbaty turkusowe są dość drogie i nie każdy ma ochotę wydać od razu kilkanaście do kilkudziesięciu złotych na herbatę, którą będzie parzył i pił pierwszy raz w życiu. Z taką ekspresówką poradzi sobie chyba każdy, a smakiem jest bardzo zbliżona do podstawowego Tie Guan Yina. Jeśli smak okaże się trafiony, to nie ma siły, trzeba spróbować oryginału.

12 komentarzy:

  1. herbata tylko z saszetek! Cieszę się, że idziecie w dobrym kierunku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Lupus, może kiedyś się przekonasz do herbaty liściastej :)

      Usuń
  2. A to ciekawe... A próbowałaś może zaparzyć ją zgodnie z zaleceniami na opakowaniu? Zastanawia mnie, czy 100 stopni wzięli z rozpędu, bo tak piszą na wszystkich swoich opakowaniach, czy rzeczywiście przetestowali taką temperaturę.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie parzyłam w 85 stopniach i wcześniej ogrzałam szklankę. Jeśli zalejesz saszetkę wrzątkiem, ale w nieogrzanym kubku/szklance to po chwili temperatura spada i tak do około 85 stopni. Przy laniu wrzątku prosto na saszetkę szybciej uwalnia się smak i zapach i na krócej zostaje, a gdy lejesz najpierw po ściankach, a potem w tej ochłodzonej wodzie ląduje torebka, to i tak parzysz w niższej temperaturze, a za tym idzie mocniejszy smak i zapach.

      Usuń
    2. To cenna dla mnie informacja. Do tej pory sądziłem, że ogrzanie czajnika ma na celu utrzymanie prawidłowej temperatury podczas parzenia, bo rzeczywiście zimne naczynie od razu mocno schładza wodę. Ale nie przypuszczałem, że ma to też taki wpływ na aromat. Zapamiętam i dziękuję :)

      Usuń
    3. A no ma znaczenie :) Z resztą przekonasz się najlepiej na własnym języku, gdy zaparzysz tą samą herbatę na dwa sposoby i sam poczujesz różnicę :)

      Usuń
    4. Wierzę Ci :) Tak, jak było z jakością wody. Nie sądziłem, że to tak wielka różnica do momentu, kiedy filtrowaną kranówę zastąpiłem dla próby wodą czerpaną ze studni głębinowej. Od tamtej pory używam wyłącznie wody czerpanej ;) Podejrzewam, że tutaj będzie podobnie.
      Pozdrawiam znad czarki :)

      Usuń
    5. To zostało nam jeszcze obgadać czas parzenia, proporcje suszu do objętości naczynia i jakość liści herbacianych :) ale to może przy innej okazji.

      Usuń
    6. O ile czas parzenia staram się stosować taki, jak zalecają np. dystrybutorzy, o tyle z proporcją suszu do objętości czajnika ciągle jeszcze szukam "swojej". Jak na razie u mnie króluje wersja "płaska łyżeczka na czarkę" ;) A jakość liści, to moja mała obsesja, zawsze szukam najlepszych :D

      Usuń
    7. Dystrybutorzy też mają ciekawe pomysły na czasy parzenia herbat. 5-7 minut to zdecydowanie za długo jak dla białej herbaty, a o takim samym czasie dla oolonga już nie wspomnę. Na szczęście jest coraz więcej takich, który rozpisują czasy dla kolejnych parzeń i wtedy to ma ręce i nogi :)

      Usuń
  3. Gdzie można ją zakupić? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam tego oolonga dostałam od mojego męża, a on miał go z pracy, więc nie wiem gdzie można go kupić. Z tego co widzę w internecie to jest dostępny tylko w zestawie z innymi herbatami Dilmah. Poszukaj na ich stronie, a stacjonarnie to może w Almie, albo w innych delikatesach.

      Usuń