13 maja 2015

Jin Xuan - kwiat jednego dnia, czyli mleczna herbata z Tajwanu

Zależy jaką transkrypcję znajdziecie, może to być zarówno Jin Xuan, jak i King Hsuan.
Obie nazwy tłumaczone są jako kwiat jednego dnia.

Jasne oolongi to jedne z moich ulubionych herbat wiosennych. Dzisiaj opiszę chyba najbardziej popularnego z nich, czyli Jin Xuan (King Hsuan). Bardziej rozpoznawalny jest, jako milk oolong, ale nie zawsze pod tą sama nazwą kryje się ta sama herbata. To może jeszcze kilka słów o tym skąd taka nazwa.


1. Przed parzeniem ogrzałam dokładnie czajniczek.
2. Do gorącego czajniczka wrzuciłam herbatę.
3. Morze herbaty i wszystkie czarki również potraktowałam gorącą wodą.
4. Wodą z budzenia herbaty jeszcze raz przelałam wszystkie naczynia do parzenia.

Istnieją różne wersje skąd się wzięła nazwa mleczny oolong. Podobno podczas tradycyjnej produkcji liście tej herbaty po zbiorze były maczane w słodkim mleku, a następnie fermentowane, zwijane i suszone. Ciekawa historia, ale bardziej prawdopodobne jest to, że liście po przeprowadzeniu oksydacji w odpowiednich warunkach zyskują taki aromat. Jakby nie było to i tak trzeba uważać na podróbki. Jeśli mleczny oolong pachnie bardzo intensywnie śmietanką i jest tańszy w porównaniu z innymi oolongami w herbaciarni to na pewno jest to herbata dodatkowo aromatyzowana.

1. Mniej więcej tyle liści użyłam do parzenia.
2. Po budzeniu zaczęły się rozchylać.
3. Trzecie parzenie, a one zajmują cały czajniczek.
4. Po piątym parzeniu oblepiają nawet pokrywkę.

Już wiemy, jaka to herbata, więc możemy ją zaparzyć. Kupiłam sobie w końcu precyzyjna wagę, więc mogę dokładnie odmierzyć ilość suszu, której użyję do parzenia. Myślę, że 4gramy herbaty i czajniczka o pojemności około 110ml, to dobre połączenie. Parzyć będę w stylu Gongfu Cha wodą o temperaturze około 85 st.C.

Pierwsze parzenie King Hsuana i odrazu mocny napar.

Liście ładnie połyskują i widoczne są na nich jasnozielone odcienie. Zapach suszu jest mocny, ale nie nachalny. Na początku czuję kwiaty, później przechodzą w mleczne i śmietankowe aromaty. Po wrzuceniu do ogrzanego czajniczka zapach jest nieco mocniejszy i bardziej śmietankowy. Przed pierwszym parzeniem jeszcze obudzę herbatę. Teraz kwiatowe nuty całkowicie zanikły i dominuje wyłącznie słodka śmietanka.

Drugie parzenie i napar równie intensywny.

Parzenia będą trwały po kilkanaście sekund i zrobię ich możliwie najwięcej. No i chyba zmienię sposób opisywana smaków i zapachów. No dobrze, zacznijmy od początku.


Już od pierwszego parzenia napar ma ładny jasnożółto-seledynowy odcień. Z kolejnymi parzeniami kolor przybiera na mocy i do czwartego zalania jest bardzo wyrazisty. Później, aż do ósmego parzenia staje się delikatniejszy, ale nie traci barwy.


Kwiatowo śmietankowy zapach towarzyszy nam już przed parzeniem. Napar z drugiego parzenia jest nieco bardziej kwiatowy i roślinny niż z pierwszego. Jednak każde kolejne parzenie daje słodkie, śmietankowe aromaty. Od piątego zalania zapach staje się coraz bardziej delikatny i subtelny, ale pozostają lekkie nuty nawet po ósmym parzeniu tych samych liści.

Liście wyjęte z jeszcze gorącego czajniczka. Rozwinęły się i zajmują więcej miejsca niż naczynie w którym były parzone.

W przeciwieństwie do zapachu, smak prawie nie zmienia się wraz z kolejnymi parzeniami. Od początku jest słodki, z długo utrzymującym się w ustach gładkim, śmietankowym posmakiem. Przez pierwsze trzy parzenia utrzymuje się właśnie taki efekt. Dopiero od czwartego, napar staje się delikatniejszy i nie wypełnia już tak bardzo ust.

A tu jeszcze coś co przyniosłam wracając z pracy. Akurat na chapanie pąki postanowiły pylić.

Jeszcze słowo o liściach. Na początku nasypałam ich niewiele, bo tylko 4 gramy. Wystarczyły im zaledwie trzy parzenia, aby zapełnić całkowicie czajniczek. Po wyjęciu ich z czajniczka zobaczyłam, że cześć z nich nie miała możliwości całkowicie się rozwinąć i nadal mocno pachniały. Wybrałam te mniej rozwinięte listki i posłużyły mi, jako aromatyczny wkład do kominka.

Słabo rozwinięte listki herbaciane posłużyły
do aromatyzowania mieszkania jeszcze po parzeniu.

Bardzo lubię jasne oolongi, ale nie cierpię ich podróbek. Jeśli chcecie napić się dobrej herbaty to czasem warto dać więcej albo kupić jej niewielka ilość. No, bo co z tego ze kupicie dużo i tanio jak wam to nie posmakuje.

Dajcie znać, czy wolicie takie opisywanie odczuć smakowych i zapachowych, czy bardziej Wam odpowiada  tak jak pisałam wcześniej? Jakby ktoś nie zauważył różnicy to chodzi mi o rozpisywanie każdego z parzeń z osobna tak jak to robiłam do tej pory. W tym wpisie skupiłam się na porównaniu smaków i zapachów jako całości z kilku parzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz