6 lutego 2015

Herbata po Turecku - Cay

Herbaciana wyprawa do Turcji z marokańskim czajniczkiem.

Zarówno w Rosji jak i w Turcji herbatę przygotowuje się bardzo podobnie. Potrzebny jest wrzątek, esencja herbaciana i cukier. Jednak podstawowa różnica polega na użyciu odpowiednich narzędzi. Rosyjski samowar gotuje od razu dużą ilość wody, zaś tureckie czajniczki wymagają uzupełniania jej. Nawet, gdy nie mamy pod ręką specjalistycznych naczyń, możemy sami w domu przygotować herbatę po turecku.

Cejlońska czarna herbata
zrobiona specjalnie
dla Turków.
Niestety nie mam profesjonalnych naczyń do przygotowania tej herbaty, ale myślę, że mój marokański czajniczek wystarczy. W sumie to najważniejsze jest przygotowanie mocnej esencji i później rozcieńczenie jej. No i do tego jeszcze dużo cukru. Do parzenia użyję czarnej cejlońskiej herbaty uprawianej i przygotowanej specjalnie na potrzeby parzenia po turecku. Liście są dosyć duże i ciemne. Pachną lekko słodkawo, ale charakterystycznie dla herbat czarnych.

Do czajniczka o pojemności około 500ml wsypałam 2 łyżki herbaty. To całkiem sporo, jak na taką pojemność, ale to przecież ma być esencja, a nie napar gotowy do picia. Teraz powinnam przepłukać herbatę chłodną wodą i zostawić wilgotne liście do podgrzania, ale nie mam odpowiednich czajników. Zamiast tego przepłukam liście od razu wrzątkiem i zostawię je na chwilę, żeby nasiąknęły wodą w gorącym czajniczku.

Przepłukanie liście zostawię
na chwilę, żeby się otworzyły.
Po chwili zalałam herbatę wrzątkiem i posłodziłam jedną łyżeczką cukru. Teraz trzeba tylko czekać, około 20 minut. Normalnie herbata po takim czasie parzenia powinna być bardzo gorzka i nie będzie pobudzająca, ale Turcy dodają cukier. Dzięki takiemu zabiegowi uzyskują bardzo gorzki napar o czerwonym kolorze, który dodatkowo jeszcze pobudza. Nie znam mechanizmu, który tutaj działa, ale dodanie cukru podczas parzenia esencji herbacianej zachowuje w jakimś stopniu działanie pobudzające herbaty.

Gdy esencja już się zaparzy, to nie przelewamy jej całej do innego naczynia, tylko nalewamy do szklaneczek do 1/3 lub 1/2 wysokości. Zależy, jaką herbatę, kto lubi, ja wolę nieco słabszą, więc wybrałam tą pierwszą opcję. Dopełniamy wrzątkiem i słodzimy 2 łyżeczki. Tutaj też trochę przekombinowałam i posłodziłam tylko jedną łyżeczką, a krawędzie szklaneczek wcześniej zwilżyłam i obtoczyłam w cukrze.

Tak przygotowana herbata ma bardzo mocny czerwony kolor, ten odcień może kojarzyć się z wytrawnym czerwonym winem. Pachnie jak wspomnienie dzieciństwa. Babcia podobnie przygotowywała codzienną herbatę. Nie płukała liści i nie słodziła esencji podczas parzenia, ale rozcieńczała bardzo mocny napar i podawała z cukrem. Posłodzona w taki sposób, jak ja to zrobiłam jest nawet smaczna. Oczywiście nie da się uniknąć mocnej, taninowej goryczki, ale też nie warto robić z tego ulepka.

Mam złą wiadomość dla osób dbających o linię, które nie lubią bardzo gorzkich smaków. Niestety tak przygotowanej herbaty nie da się wypić bez cukru, a słodzik tutaj nie pomoże.

Jeśli chcecie, żeby było więcej takich wpisów to dajcie znać w komentarzach lub przez formularz kontaktowy.

Smacznego :)

2 komentarze:

  1. U mnie też się tak herbatę parzyło i do tej pory ją lubię, ale w wersji słabszej i bez cukru.
    Po wypadzie do Turcji przywieziono mi za to smaczną herbatkę hibiskusowo- jabłkową, którą podobno się tam namiętnie pija. Wiesz może coś na ten temat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno w Egipcie pijają mocno zaparzonego hibiskusa z dużą ilością cukru. Ale jak to bywa z herbatą i zwyczajami z nią związanymi, to pewnie taki sposób przygotowania tego kwiatu jest znany również w innych krajach, gdzie występuje. Jeśli się doczytam o takim sposobie przygotowania hibiskusa z jabłkiem to pewnie pokażę go na blogu :)

      Usuń