21 marca 2015

Rosamonte Elaborada Con Palo - kiedyś smakowała zupełnie inaczej


Sztandarowa marka znana w Polsce tylko z Yerby. Zajmująca się między innymi produkcją herbaty. Dawniej uznawana za reprezentację Yerba Mate w stylu argentyńskim, buchająca dymem i jednająca razem serca wielu "Yerbopijców". Dziś już trochę mniej kultowa, a przynajmniej dla tych, którzy pili ją dawniej a teraz.

Jeśli chcesz poznać
wartości odżywcze,
to kliknij i powiększ zdjęcie.
O tej marce krążyły różne bajki i mity, że niby z dodatkiem róży, leżakowana z krzewami róży itd. Ja w smaku tego nie wyczułem. Mało tego - w nazwie yerby powinno być zawarte, że jest ona z dodatkami bądź aromatami, a Latynosi tego przestrzegają. Jedyną wzmianką o aromacie jest słowo "Sabor" w wersji Gold Suave. Prawdopodobnie oznacza to, iż yerba aromatyzowana dodatkowo dymem, czy jak kto woli aromatem dymu, którego jest w niej niewiele. Na stronie Rosamonte w procesie produkcji na żadnym etapie nie było wzmianki o róży w żadnej postaci.

Bez glutenu i dobra dla serca.
Szata graficzna opakowania niemalże niezmienna od wieków. Widoczne dwa piktogramy - jeden informuje o tym, że susz jest bezglutenowy. Drugi o to znak Fundacion Cardiologica Argentina - tłumaczyć chyba nie muszę. Zawartość kofeiny podana na tabeli 0,48g w 50g suszu zalanego 500ml wody o temperaturze 70st.C.


Firmowe materko
Rosamonte.
Sam susz pocięty dość grubo ze stosunkowo niską zawartością badyli, ale za to dużo pyłu, jak na argentynkę. Wersje Especial i Premium mają go dużo mniej. W zapachu czuć, że Yerba jest dłużej leżakowana niż inne Argentynki, wyraźny zapach "starej stodoły". Producent zaleca, aby pierwsze zalanie dla Św. Tomcia miało temperaturę 65st C tak, więc robimy. Kolejne zaś po 85st C. Oczywiście będziemy parzyć, a raczej przyrządzać Mate w firmowym materku Rosamonte. Wykonanym z drzewa algarobo i okutego w aluminium. Materko to już jest wiekowe bardzo, ale wciąż daje radę.


Susz yerba mate Rosamonte.
Pierwsze parzenie bardzo delikatne, lekko przypieczone w smaku, nie czuć jeszcze tej głębi Rosamonte. Pod koniec picia wyczuć można goryczkę taninową i subtelne nuty wędzenia charakterystycznego dla Yerb. Czyli nie szynkowego, nie torfowego, ani tez żywicznego, tylko Yerbowego.

Pierwsze zalanie.
 Drugie zalanie, poczekam aż nasiąknie, ale nie za długo, bo obniżenie temperatury pierwszego parzenia dla Św. Tomcia obniżyło nam całą temperaturę parzeń w związku z tym trzeba szybko pić, ale i napar wciąż smak mieć będzie. Drugi siorb też taki ciasteczkowy jest. Taki przypieczony podpłomyk z ogniska. Wciąż delikatnie. Zwykle parząc Rosamonte jak w/g instrukcji producenta tj. 85 st.C można wyczuć więcej niż w parzeniu klasyczną 75ką, ale i można też susz przeparzyć.

Drugie zalanie.
Trzecie zalanie, dziwnie słodkie. Gdzie to wędzone Rosamonte? Barbacua is Death? W między czasie na stronie producenta przepatrzyłem, co i jak u nich w trawie, tzn. w procesie technologicznym, piszczy. Jest prażenie ogniem, ale nie ma wędzenia. Tzn. są suszarnie, w których ciepłe powietrze pozyskiwane jest z m.in. trocin i kory z sąsiednich tartaków. Czyli nie do końca wiemy, czy producent wędzi, czy tylko suszy. Potwierdza się teza, że im większa firma tym częściej produkt traci na jakości. Rosamonte było kiedyś jedną z moich ulubionych marek. Dziś powiem, że nie jest to zła Yerba, ale nie piję się jej z taką przyjemnością jak Selecta Premium.

Pokrótce parafrazując moją żonę: Kiedyś nigdy bym nie polecił, jako pierwszą Yerbę Rosamonte, bo jego smak niegdyś mógł zniechęcić. Dziś ze względu na jej łagodny smak śmiało polecę, jako Mate na "pierwszy raz".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz